piątek, 9 sierpnia 2013

Dylematy moralne, zapłodnienie in vitro, przeszczepy narządów.

Wciąż coś czytam, choć właściwie powinnam chyba robić co innego w tym czasie. No ale czytam. Na dodatek czytam wcale nie ambitną literaturę, ani nie fachową literaturę, tyko takie sobie czytadła dla kobiet. Wydawałoby się, że to strata czasu, ale … czasem nawet mało ambitna pod względem literackim książka zmusza do myślenia. Zresztą, kto właściwie ustala czy książka jest ambitna czy nie?
Wydaje  mi się, że jeśli autor ma do przekazania pewne treści i radzi sobie z konstrukcją powieści na tyle, że świetnie się ją czyta, to mogę mieć naprawdę gdzieś to, czy krytycy uznają tę książkę za ambitną i godną miana dobrej literatury.
Ostatnio czytałam dwie takie książki, które poruszają problemy moralne i etyczne, które stają się ważne w naszej cywilizacji. Być może książki te nie wejdą do kanonów dobrej literatury, ale są potrzebne. Choćby po to, żebym ja mogła odkryć, że świat tak bardzo podążył na przód J, nawet jeśli problemy już mnie nie dotyczą.
Jedna książka to dzieło Jodi Picoult „Bez mojej zgody”. Czytałam już kilka jej książek i zawsze mną wstrząsają. Często mam wrażenie, że nie powinnam ich czytać, bo za bardzo się denerwuję, ale z drugiej strony uświadamiają mi, jak bardzo zamykam się we własnym świecie. Autorka pisze w sposób z jednej strony bardzo sprawny, świetnie prowadzi fabułę, książki czyta się jednym tchem, ale z drugiej jest w nich sporo taniego sentymentalizmu, grania na uczuciach i emocjach. Ale… jest to może potrzebne do osiągnięcia celu, czyli do tego, żeby ludzie zwrócili uwagę w jakim świecie żyją. Można powiedzieć, że jest to literatura publicyzująca, tak bym ją nazwała.
Ta książka, którą czytałam ostatnio, mówi o prawie dziecka do dysponowania własnym ciałem, o problemach wynikających ze sztucznego zapłodnienia i wybierania płodu pod kątem przydatności późniejszego dziecka. Książka wstrząsa, potrząsa sumieniem itd. Po przeczytaniu ma się mnóstwo myśli. Ale w końcu przychodzi refleksja. Wszelkie dylematy i dramaty wynikają z braku świadomości, że śmierć to tylko zmiana postaci, że śmierć nie oznacza końca życia. Gdyby matka z tej książki miała świadomość, że jej dziecko nie znika po śmierci, lecz żyje nadal, to czy walczyłaby aż tak o jego życie? Niszcząc przy okazji życie kilku innych osób. Czy należy walczyć o życie za wszelką cenę? Myślę, że medycyna dzisiejsza zabrnęła w ślepy zaułek. Podtrzymuje życie za wszelką cenę, lekarz ma za zadanie utrzymywać człowieka przy życiu często zupełnie bez sensu.

Druga książka to „Zupa z ryby fugu” Moniki Szwaji, autorki zabawnych i ciepłych powieści dla kobiet. I problem zapłodnienia in vitro. I ciekawe podejście do tematu. A na koniec pytanie, które nie daje mi spokoju od dawna. Na świecie rodzi się tyle dzieci, które nie mają domu, ciepła, miłości i rodziny, czy naprawdę dziecko, które wychowujemy musi mieć nasze geny, żeby można je było kochać? Czy trzeba płodzić własne dzieci za wszelką cenę, kosztem zdrowia, relacji małżeńskich, a czasem nawet innych ludzi? Oczywiście każdy zarzuci mi, że mam własne dzieci, więc dobrze mi się mówi, niemniej jednak podobne decyzje ludzie podejmują sprawiając sobie zwierzątko domowe. Dlaczego płacą ciężkie pieniądze kupując psa czy kota jakiejś rasy, jak w schroniskach dla zwierząt tyle ich czeka na dom i uwagę? Nie zdarzyło mi się kupić zwierzaka, chyba, że trzeba było zapłacić, żeby uwolnić psa z rąk oprawców. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz