piątek, 9 listopada 2012

JAK POKOCHAĆ SIEBIE


Jak pokochać siebie? Mam z tym problem od lat i wielki dylemat. Po pierwsze mój umysł odrzuca większość metod od samego początku, jako głupie, śmieszne i w ogóle. Po drugie trzeba wytrwałości, a to nie moja mocna strona. Po trzecie, trzeba wejść głęboko w siebie i dotrzeć znów do różnych nieprzyjemnych rzeczy, które tkwią wewnątrz. No jednym słowem spore wyzwanie.
Może trzeba najpierw przekonać umysł, że to ma sens?
Przejrzałam pamięć i Internet w poszukiwaniu metod już odkrytych przez innych. I co my tu mamy? Jako pierwsza dotarła do mnie z tą rewelacją, że trzeba pokochać siebie, Louisa Hay.
Wówczas uznałam słuszność jej wywodów, ale stawanie przed lustrem i mówienie do siebie, że się kocham, było ponad moje siły. Pominąwszy śmieszność i opory umysłu, miałam zbyt wiele oporów wewnątrz, poza umysłem, lęków niepozwalających się zmierzyć z własną opinią o sobie. Teraz, po dwudziestu latach poszło łatwiej, ale mimo wszystko jest to trudne. Patrzę sobie w twarz i widzę wszystkie swoje wady, przy czym nie mam pojęcia, co jest wadami, a co mi wmówiono przez uporczywe powtarzanie. Nawet nie wiem naprawdę, jaka jestem, a kończę właśnie 50 lat. Może tu jest problem? A może to w ogóle nie ma znaczenia, jaka jestem, kochać trzeba bezwarunkowo. Więc powtarzam sobie, że kocham również swoje wady i wymieniam je na głos. Ważna jest akceptacja, dla wad również, więc muszę je też pokochać.
Wyczytałam gdzieś, że trzeba dbać o swoje ciało. Ktoś miał na myśli również wygląd. Cóż, chyba odeszłam od dbania o wygląd. Ubieram się w co bądź, mało zwracam uwagę na to, co na siebie wkładam. Do fryzjera nie chodzę, bo nie lubię. Zaparłam się, żeby nie farbować włosów, a może to błąd? Może farbowanie włosów to objaw miłości do siebie, a nie odwrotnie? Może to nie ma znaczenia, ale może w moim przypadku może pomóc? Wczoraj w sklepie z tkaninami zobaczyłam rewelacyjnie i oryginalnie ubraną młodą kobietę i zobaczyłam siebie sprzed lat, zawsze w czymś nietypowym, uszytym z intrygujących materiałów, z włosami w nieładzie artystycznym. Jak daleko od tego odeszłam. Może jednak to nie objaw braku zainteresowania dla spraw ziemskich, a po prostu objaw depresji i nie lubienia siebie? Podobnie rzecz ma się z domem. Trzeba otaczać się ładnymi przedmiotami, a ja czekam, aż dom się sprzeda i nie robię nic, żeby dobrze się w nim poczuć.
No i ciało w sensie zdrowia. Znów zaniedbałam gimnastykę dla kręgosłupa, ale za to wydaję majątek na zioła, żeby wyleczyć się z boreliozy. Może gdybym bardziej kochała siebie i swoje ciało, to nie musiałoby chorować, żeby zwrócić na siebie moją uwagę? Może pora zejść na ziemię i zająć się sobą, poświęcić sobie więcej czasu i uwagi.
Mimo wszystko to wydają mi się sprawy kosmetyczne i mniejszej wagi. Musi być coś głębszego, ważniejszego. Chyba jest objawem braku miłości do siebie brak własnego zdania na każdy temat. I pozwalanie, by inni wpływali na moje decyzje. I pozwalanie na to, żeby mnie krytykowali. Ale tu znów dylemat. W którym momencie zaczyna się karmić swoje ego, zamiast kochać siebie? Czy mam nie pozwalać na to, żeby inni mnie krytykowali, czy raczej nie pozwalać na to, żeby miało to na mnie wpływ? A jeśli to drugie, to jak to zrobić, żeby to nie miało wpływu? Trochę się błędne koło z tego zrobiło. Wracam do punktu wyjścia, trzeba naprawdę kochać siebie, żeby nie miało wpływu to, co mówią inni.
Nie mam już pomysłów. Może ktoś mi podpowie, co jeszcze mogę zrobić, aby pokochać siebie?

2 komentarze:

  1. http://www.twojeszczescie.pl/21 listopada 2012 13:53

    Ja zaczęłam najpierw siebie lubić , bo stanie przed lustrem i mówienie , że kocham było dla mnie głupie i nieprawdziwe. Powoli tez zaczełam dbać o wygląd , bez przesady , ale miło zobaczyć , że ktoś sie obejrzał:)
    W domu zrobiłam mały remoncik , uprzątnełam wszystkie "przydasie" i jest ładnie. Zaraz mi lepiej i jeszce bardziej sie lubię!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za pomoc :). Wiele z tego zaczęłam już robić, ale zaniedbania są spore. W następnym poście uwzględniłam więcej spraw.

    OdpowiedzUsuń