Tej jesieni miałam okropne problemy z zębami, które
przeciągały się bardzo długo i jeszcze w lutym musiałam chodzić do dentystki.
Dentystkę wybrałam sobie w mojej gminie, bo nie lubię jeździć daleko w ważnych
dla mnie sprawach, więc lubię mieć lekarza, dentystkę, bank i inne takie pod
ręką, czyli jak najbliżej.
W styczniu zima przybrała srogą twarz, zaczęła się seria
mroźnych dni, w kominku spalałam mnóstwo drewna, a i tak marzłam
niewypowiedzianie. Do dentystki woził mnie były małżonek, mieszkający blisko i
posiadający samochód. Mróz i słabość wywołana bólami zębów nie nastrajały mnie
do samodzielnego jeżdżenia do sąsiedniej miejscowości autobusem, więc
korzystałam skwapliwie z jego pomocy.
Jednak wreszcie poczułam się lepiej i postanowiłam być samodzielna, do czego przyczyniła się również niechęć do popadania z byłym mężem w zażyłość i w kolejny poniedziałek wybrałam się busem. Dojechałam cało na miejsce, dentystka zrobiła, co miała zrobić, zapłaciłam… i dopiero w drodze na przystanek uświadomiłam sobie, że nie ma przy sobie ani jednej złotówki, bo wszystko, co przy sobie miałam dałam dentystce. Żeby nie marznąć na przystanku wymyśliłam sobie, że pójdę na nogach na następny przystanek, a po drodze będę dzwonić do kogo się da, żeby po mnie przyjechał. Niestety dziecko było jeszcze w Krakowie i wracać będzie późno, eksmąż właśnie wyjątkowo też jest w Krakowie i nie wie, kiedy będzie wracał, jeszcze zadzwoniłam do sąsiadów, ale tu też nikogo nie było w domu. No cóż, nie pozostało mi nic innego jak wracać do domu na piechotę. Po pierwszym kilometrze, żeby nie popadać w przygnębienie i nie myśleć o zimnie, przyglądałam się mijanym domom. Znałam je w zasadzie, bo mnóstwo razy koło nich przejeżdżałam, ale tym razem, widziane z perspektywy przechodnia, a nie pasażera samochodu czy autobusu, przedstawiały się zupełnie inaczej. Niektóre z tych domów znałam bliżej, bo znałam mieszkających tam ludzi, inne znałam tylko z widzenia. Każdy był inny i zaczęłam się zastanawiać, jacy ludzie w nich mieszkają. Czy wygląd domu mówi coś o jego mieszkańcach? A numer domu, czy on też ma wpływ na jego wygląd? Czy mówi coś o ludziach, którzy pod tym numerem mieszkają? Czy ma wpływ na ich życie? Na przykład ten dom, ten o pomarańczowych ścianach, czy jego ludzie są pełni energii, bo kolor ścian im jej dodaje, czy odwrotnie, potrzebują jej i dlatego wybrali taki kolor? A numer, 219, w numerologii odpowiadać będzie trójce. Czy są faktycznie twórczy?
Jednak wreszcie poczułam się lepiej i postanowiłam być samodzielna, do czego przyczyniła się również niechęć do popadania z byłym mężem w zażyłość i w kolejny poniedziałek wybrałam się busem. Dojechałam cało na miejsce, dentystka zrobiła, co miała zrobić, zapłaciłam… i dopiero w drodze na przystanek uświadomiłam sobie, że nie ma przy sobie ani jednej złotówki, bo wszystko, co przy sobie miałam dałam dentystce. Żeby nie marznąć na przystanku wymyśliłam sobie, że pójdę na nogach na następny przystanek, a po drodze będę dzwonić do kogo się da, żeby po mnie przyjechał. Niestety dziecko było jeszcze w Krakowie i wracać będzie późno, eksmąż właśnie wyjątkowo też jest w Krakowie i nie wie, kiedy będzie wracał, jeszcze zadzwoniłam do sąsiadów, ale tu też nikogo nie było w domu. No cóż, nie pozostało mi nic innego jak wracać do domu na piechotę. Po pierwszym kilometrze, żeby nie popadać w przygnębienie i nie myśleć o zimnie, przyglądałam się mijanym domom. Znałam je w zasadzie, bo mnóstwo razy koło nich przejeżdżałam, ale tym razem, widziane z perspektywy przechodnia, a nie pasażera samochodu czy autobusu, przedstawiały się zupełnie inaczej. Niektóre z tych domów znałam bliżej, bo znałam mieszkających tam ludzi, inne znałam tylko z widzenia. Każdy był inny i zaczęłam się zastanawiać, jacy ludzie w nich mieszkają. Czy wygląd domu mówi coś o jego mieszkańcach? A numer domu, czy on też ma wpływ na jego wygląd? Czy mówi coś o ludziach, którzy pod tym numerem mieszkają? Czy ma wpływ na ich życie? Na przykład ten dom, ten o pomarańczowych ścianach, czy jego ludzie są pełni energii, bo kolor ścian im jej dodaje, czy odwrotnie, potrzebują jej i dlatego wybrali taki kolor? A numer, 219, w numerologii odpowiadać będzie trójce. Czy są faktycznie twórczy?
Następny dom jest piaskowy, stary tynk, taki jak robiło się
w latach siedemdziesiątych, dom też stary, tynk zdążył już poszarzeć i z
pierwotnej piaskowej barwy niewiele zostało. Dach ciemny, trudno się domyślić,
jaki miał kiedyś kolor. Okna z białymi ramami, lakier widać, że dawno był
kładziony, bo biel przestała już być bielą. Ogólnie dom robi na mnie wrażenie
poważnego, bez finezji, bez dbałości o wygląd. Z niecierpliwością czekam aż uda
mi się dostrzec jego numer. 99. Dwie dziewiątki, razem dają 9+9=18=>9, znów
dziewiątka. No tak, myślę sobie, ci ludzie mają ważniejsze sprawy na głowie,
niż dbanie o wizerunek swego domu. A może wciąż mają poczucie, że coś się w ich
życiu kończy? Jacy są? Czy przeżywają takie trudne chwile jak ja w poprzednim
mieszkaniu, którego numer był 9? W tamtym mieszkaniu zakończył się pewien etap
w moim życiu, dorosłam wreszcie, choć miałam już ponad 40 lat, a właśnie wtedy
stałam się naprawdę, tak wewnętrznie dojrzała i pewniejsza siebie, a kiedy to
się stało, zupełnie niespodziewanie wyprowadziłam się. Również moje dzieci
przeszły tam wielką metamorfozę, wywołaną trudną sytuacją, która wymusiła na
nich wcześniejszą dorosłość i dojrzałość.
Kolejny dom zawsze budził moją ciekawość. Robi wrażenie
wesołego, może bardziej z powodu ogrodu przed domem. Ciekawe rośliny, róże na
wysokiej łodydze, jak bukiet na czubku kija, bukszpanowe kule, żywotniki
przycięte w finezyjne kształty. Dom w jasnych barwach, dach z czerwoną
dachówką. Okna patrzą wesoło zza firanek. Patrzę na numer domu, oczywiście
21=>3. Ludzie, którzy tu żyją, chcą czegoś więcej od życia, są kreatywni,
pełni chęci, żeby coś stworzyć, mają ciekawe pomysły, a choć ogród
niekoniecznie każdemu musi się podobać, na przykład mojej mamie plastyczce się
nie podoba, to jednak zwraca uwagę dbałością o szczegóły, regularnością
kształtów, sprawia wrażenie miniaturki ogrodu francuskiego. Na tle sąsiednich
ogrodów wyraźnie się wybija oryginalnością. Ogród mówi, że jego właściciele są
wrażliwi na piękno, mają podejście estetyczne. Oba domy z trójką robią
wrażenie, że ich domownikom dobrze się powodzi, mają dużo pomysłów i potrafią
je wykorzystywać. Na tyłach domów widać pięknie urządzone miejsca do
grillowania, często słychać było stamtąd gwar rozmów w lecie i muzykę. Ludzie
wyraźnie lubią towarzystwo i wymianę informacji.
Kolejny dom ma numer 121. Czyli czwórka numerologiczna. Jest
nieduży, dość stary, drewniany, farba schodzi z desek. Mieszka w nim starsza,
samotna już kobieta. Widać, że nic w życiu nie przyszło jej łatwo, praca
wypełniła sensem jej życie, ale nie dała zbyt dużych pieniędzy. Musiała wciąż
oszczędzać i dopiero w ubiegłym roku, gdy sprzedała działkę, mogła sobie
pozwolić wreszcie na gaz w domu, ciepłą wodę z kranu i parę użytecznych
drobiazgów, ale nawet teraz nie stać jej na porządny remont domu. Zresztą, dla
kogo miałaby go robić, nie jest już młoda, a dzieci nie ma.
O, a teraz dom z zakładem wulkanizatorskim. Bardzo jestem
ciekawa, jaki ma numer. Oczywiście jedynka numerologiczna, 73. Ci ludzie są
przebojowi, zaradni i przedsiębiorczy, wiem to nie od dziś, a i po ich obejściu
to widać. Wciąż coś się dzieje, a to zmieniają ogrodzenie, a to przycinają
drzewka, w domu wciąż coś remontują, a zakład na tyłach domu prosperuje
świetnie, klientów ma cały czas. Każdy domownik ma samochód.
Tę samą liczbę ma dom, przed którym jest kilka różnych
reklam. Jeden dom, a działalności kilka, i firma oferująca Internet radiowy, i
catering, a ostatnio jeszcze pokoje do wynajęcia. Duża dawka energii i
przedsiębiorczości. A dom i ogród wciąż jakby niedokończone, wciąż coś jeszcze
trzeba robić przy nim, choć widać, że wysiłku włożone zostało dużo w wygląd, a
jednak efekt jest mało pociągający. Trochę za dużo różnych stylów, za dużo
pstrokacizny, nawet kwiaty w kontrastowych, nie bardzo do siebie pasujących
kolorach, a ich wysokość nie została dobrana z całą pewnością przez projektanta
ogrodów.
A teraz dom, w którym w czerwcu kupuję zwykle truskawki. Dom
ma dwa piętra, na drzwiach trzy wizytówki, mieszkają w nim trzy pokolenia.
Najmłodsi hodują truskawki. A numer domu? 24, jakżeby inaczej, to musi być szóstka.
Rodzinna, ciepła, uczuciowa i wielopokoleniowa. Ten sam numer miało mieszkanie,
które dostali moi rodzice i w którym się wychowałam. I wspominam je z
sentymentem, jako bezpieczną przystań, pełną ciepła domowego ogniska, jakie
potrafiła stworzyć moja mama, mimo, że tyle godzin musiała spędzać w pracy i na
dojazdach do niej. W tym mieszkaniu nasza rodzina okrzepła, a mama wspomina je
z rozrzewnieniem, bo czas, kiedy tam mieszkała był najlepszym w jej życiu.
Ten sam numer miało mieszkanie, w którym wychowały się moje
dzieci, 6 z 15. Fakt, że to mieszkanie trzymało moją rodzinę w całości, po
wyprowadzce wszystko się rozpadło i moje małżeństwo i poczucie bezpieczeństwa,
jakie miały moje dzieci i ja sama. A nasz nowy dom, ten, do którego właśnie idę
przez mróz i śnieg, ma numer 230, czyli piątka. Dom, w którym nikt nie zagrzał
długo miejsca, każdy z niego ucieka, wraca, i znów ucieka. Chłopcy wciąż gdzieś
wyjeżdżają, nosi ich po świecie, wolą jeździć do miasta, do kolegów, do ludzi,
podróżują sporo. A ja sama też nie potrafię tu długo usiedzieć, tylko czekam,
kiedy wreszcie znajdzie się kupiec i będę mogła się stąd wyprowadzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz