tag:blogger.com,1999:blog-7434502257155936592024-03-13T09:17:01.479+01:00Tarot Astrologia Numerologia - Katarzyna Wolny-SobieckaStrona poświęcona astrologii, tarocie, numerologii. Jeśli chcesz wiedzieć więcej lub chcesz zamówić horoskop, wróżbę lub seans tarota, to jesteś we właściwym miejscu.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17811780650996764047noreply@blogger.comBlogger20125tag:blogger.com,1999:blog-743450225715593659.post-60364316245548915542015-10-25T13:43:00.001+01:002015-10-25T13:44:44.809+01:00JESIEŃ, KSIĘŻYC I OSOBOWOŚĆJesień nastraja melancholijnie. Coś się kończy, pogoda w kratkę, a przy każdej zmianie pogody strzyka w kolanie, bolą zęby i ogólnie wszystko jest źle. Choć obiektywnie patrząc wszystko jest dobrze :). Dlaczego akurat jesienią zwykle podupadam na zdrowiu i siada mi nastrój? Wg zasad astrologii w czasie urodzin Słońce dodaje nam energii, więc właśnie jesienią powinnam świetnie się czuć i tryskać energią. Co więc takiego jest w moim horoskopie, co sprawia, że czuję się każdej jesieni źle?<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
Otóż tak jest, gdy w horoskopie urodzeniowym Księżyc stoi w opozycji do Słońca. Co z tego, że Słońce w tym czasie jest w moim znaku, gdy równocześnie jest w opozycji do znaku Księżyca. A Księżyc odpowiada za nieświadome emocje, zdrowie psychiczne i stan nastroju. Zwłaszcza, że jestem kobietą i Księżyc odgrywa w moim horoskopie większą rolę niż w horoskopie mężczyzny, a nawet może być silniejszy w niektórych przypadkach i może wówczas decydować o charakterze danej kobiety. Na przykład robiłam kiedyś horoskop dziewczyny mojego syna. Urodziła się w znaku Raka, ale w żaden sposób nie zachowywała się jak Rak, nie miała prawie w ogóle cech Raka. A Księżyc leżał w znaku Strzelca, tak całkiem innym niż Rak. No i ona zdecydowanie była osobowościowym Strzelcem. Cechy Strzelca wybijały się wyraźnie w jej życiu i charakterze. Gdy jeszcze do tego znak Słońca jest w ogóle odosobniony jeśli chodzi o obecność w nim planet i obecność planet w danym żywiole, to osoba może w ogóle nie przypominać znaku, w którym się urodziła.<br />
Abstrahując od Księżyca duża ilość planet w danym znaku innym niż znak Słońca może także bardzo zmienić osobowość człowieka i możemy postrzegać go jako zupełnie inny znak. Dajmy na to mój siostrzeniec urodził się jako Wodnik, ale wszystkie pozostałe planety ma umiejscowione w znaku Koziorożca i Koziorożec wyziera z niego w każdej sytuacji, a ja się śmieję, że tylko oczy ma wodnikowe, wielkie i niebieskie.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17811780650996764047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-743450225715593659.post-40707736763362035252014-09-03T12:08:00.000+02:002014-09-03T12:09:30.794+02:00PEŁNIA KSIĘŻYCA<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtuOwht-ken-go2Qm6hLqjfPxUiouf3aIl6u3mrqs0TJWCi5-Rpowx9bzk-BVB0tO3jp7BrniX6bM9AC7kPN79MSQ41oQTG1cPXCs2U_rogoVShdX60FTderXvmxFgdSEq1Oe8BRnBysxY/s1600/Pe%C5%82nia+i+samolotx.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="pełnia Księżyca" border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtuOwht-ken-go2Qm6hLqjfPxUiouf3aIl6u3mrqs0TJWCi5-Rpowx9bzk-BVB0tO3jp7BrniX6bM9AC7kPN79MSQ41oQTG1cPXCs2U_rogoVShdX60FTderXvmxFgdSEq1Oe8BRnBysxY/s1600/Pe%C5%82nia+i+samolotx.JPG" height="197" title="pełnia Księżyca" width="200" /></a></div>
<b>Pełnia Księżyca</b> jest dość specyficznym czasem. Wiele osób nie może w czasie pełni spać, sporo osób jest mocno pobudzonych, wzrasta przestępczość itp. Nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że żyje pod dyktando <b>Księżyca</b>, nie mówiąc o planetach. A przecież każdy uznaje, że życie zależne jest od Słońca.<br />
W astrologii również za najważniejszy uznaje się wpływ Słońca, potem dopiero Księżyca, a jeszcze później planet. Dlatego powszechnie mówi się, że urodziłem się w znaku Raka czy znaku Koziorożca, bo wtedy właśnie Słońce stało na niebie w tym znaku.<br />
<a name='more'></a>Jednak <b>wpływ Księżyca</b> jest również bardzo duży. Ogólnie można powiedzieć, że Słońce to połowa wpływu na charakter człowieka, a Księżyc jedna czwarta, pozostałych zaś planet wspólnie jedna czwarta. Oczywiście jest to uogólnienie, gdyż w każdym przypadku mogą te proporcje rozkładać się inaczej. Np. osoba mająca Słońce w znaku Wodnika a wszystkie pozostałe planety i Księżyc w znaku Koziorożca będzie funkcjonować w połowie jak Koziorożec, a szczególnie, gdy w tym znaku wypada również jej Ascendent.<br />
<b>Księżyc uosabia w horoskopie to co ukryte, podświadome, emocjonalne</b>. Jest również symbolem kobiecości i w horoskopie kobiet odgrywa większą rolę niż w horoskopie mężczyzn. <b>Położenie Księżyca w horoskopie</b> mówi o tym, czego człowiek potrzebuje, aby czuć się bezpiecznym. Osoba z Księżycem w znaku Byka może czuć się bezpiecznie mając na własność dom, w którym mieszka, posiadając pełne konto w banku lub mając poczucie stabilności w związku osobistym. A <b>osoba z Księżycem</b> w znaku Bliźniąt czy Strzelca wręcz przeciwnie, bezpiecznie będzie się czuć, gdy wszystko się wokół niej zmienia, gdy może zdobywać wiedzę, rozmawiać, kontaktować się z ludźmi. Nie każdy będzie się czuł równie dobrze na bezludnej wyspie jak Robinson, który wydaje się mieć Księżyc w znaku Koziorożca.<br />
<br />
A tak wyglądała ostatnia pełnia w obiektywie mojego przyjaciela:<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwLOZuBlefqPqQTeAqLEFULr79oqy1HYT59PR9sOpUMnHw8b90b-5YbgVa84eAhEbdMPiRLbLDt_A-GrlD87zNzBlO4U1CG61CBq0zzLI_dc52vb8DQMnUt8kWAeduRkD-oBTgXgHrCXQh/s1600/pe%C5%82nia.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="pełnia Księżyca" border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwLOZuBlefqPqQTeAqLEFULr79oqy1HYT59PR9sOpUMnHw8b90b-5YbgVa84eAhEbdMPiRLbLDt_A-GrlD87zNzBlO4U1CG61CBq0zzLI_dc52vb8DQMnUt8kWAeduRkD-oBTgXgHrCXQh/s1600/pe%C5%82nia.JPG" height="480" title="pełnia Księżyca" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjge0IAUah6NfC2eu93XixdyG7tqxgju1PpRp7iagcDm5CfCO5H_xoOu8gpO4iuc-5Ob_mJJs8BsQWwcM9e95le6sMgesTtcg1ci6Yf914JoEWGsmy4mEcz-d8OM_aepvKthSFUZIri7Mv0/s1600/pe%C5%82nia+2x.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="pełnia Księżyca" border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjge0IAUah6NfC2eu93XixdyG7tqxgju1PpRp7iagcDm5CfCO5H_xoOu8gpO4iuc-5Ob_mJJs8BsQWwcM9e95le6sMgesTtcg1ci6Yf914JoEWGsmy4mEcz-d8OM_aepvKthSFUZIri7Mv0/s1600/pe%C5%82nia+2x.JPG" height="480" title="pełnia Księżyca" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtuOwht-ken-go2Qm6hLqjfPxUiouf3aIl6u3mrqs0TJWCi5-Rpowx9bzk-BVB0tO3jp7BrniX6bM9AC7kPN79MSQ41oQTG1cPXCs2U_rogoVShdX60FTderXvmxFgdSEq1Oe8BRnBysxY/s1600/Pe%C5%82nia+i+samolotx.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="pełnia Księżyca" border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtuOwht-ken-go2Qm6hLqjfPxUiouf3aIl6u3mrqs0TJWCi5-Rpowx9bzk-BVB0tO3jp7BrniX6bM9AC7kPN79MSQ41oQTG1cPXCs2U_rogoVShdX60FTderXvmxFgdSEq1Oe8BRnBysxY/s1600/Pe%C5%82nia+i+samolotx.JPG" height="632" title="pełnia Księżyca" width="640" /></a></div>
<br />
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17811780650996764047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-743450225715593659.post-81349727198515174962014-07-09T16:01:00.002+02:002014-09-03T12:09:55.078+02:00Moja droga z Tarotem<div class="MsoNormal">
Tarot ma swoją długą historię i nie jest moim celem
przypominanie jej tutaj i powielanie tekstów z podręczników Tarota. Bardziej interesują
mnie moje własne doświadczenia z Tarotem i moje osobiste znaczenia kart. W mojej
praktyce z Tarotem opieram się przede wszystkim na intuicji. Wcześniej zajmowałam
się astrologią i numerologią i zależało mi na rozwinięciu moich zdolności
intuicyjnych.<br />
<a name='more'></a> Miałam wrażenie, że mam trudności z odczytywaniem horoskopów i
portretów numerologicznych, bo widziałam w nich tylko zlepek informacji z
podręcznika lub całościowy obraz wynikający z tych informacji, ale nie miałam
poczucia, że używam intuicji. Karty miały pomóc mi rozwinąć ten dar, który każdy
z nas w sobie nosi, ale nie każdy potrafi z niego korzystać. Zostałam wychowana
w przekonaniu, że wszystko da się racjonalnie wytłumaczyć, a wróżenie to
zabobony. Ale moja babcia wróżyła z kart, miały dziwne sny i wierzyła w różne
gusła, więc czemu i ja nie miałabym mieć takich zdolności?<o:p></o:p></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
Początkowo szło mi bardzo opornie. Za radą podręczników
kupiłam podstawową talię Tarota, czyli Tarota Marsylskiego i zaczęłam od
poznawania Dużych Arkanów. Nie szło mi to w ogóle. Karty nic mi nie mówiły, nie
układały się w żadne wzory. Potem byłam w szkole, gdzie dwóch znanych w Polsce
tarocistów i autorów książek na ten temat uczyło nas Tarota. Wiele mi dały te
wykłady, ale niestety w dalszym ciągu nic właściwie w tych kartach nie
widziałam. Zwierzyłam się z tego mojej koleżance z tej szkoły, która wróżyła już
od jakiegoś czasu i ona poddała mi prostą myśl – użyj całej talii, i dużych i
małych Arkanów. A potem pokazywała mi swoją kolekcję kart Tarota, gdzie
okryłam, że żadne z nich, nawet najładniejsze nic do mnie nie mówią. Jakiś czas
potem Ela kupiła do swojej kolekcji talię Golden Tarot i mi ją pokazała. Karty mnie
zachwyciły, ale dalej nie miałam poczucia, żeby one mi cokolwiek mówiły. Ela jednak
widząc mój zachwyt kupiła mi taką samą talię w prezencie. I to był przełom,
okazało się, że te karty do mnie po prostu mówią. Zaczęłam stawiać Tarota innym
i okazało się, że jestem w stanie pomagać, czasem przewidywać przyszłość, a
czasem tylko przy pomocy Tarota udawało rozwiązać się czyjeś problemy. Karty świetnie
pokazują, gdzie tak naprawdę jest problem i w jaki sposób można go rozwiązać. <o:p></o:p></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17811780650996764047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-743450225715593659.post-61002817788775917912013-12-09T09:26:00.003+01:002013-12-09T09:36:39.974+01:00MOJE SPOSOBY NA ZIMOWĄ DEPRESJĘ<div class="MsoNormal">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoZpVqO1hKh56VR3RCnlvfDIsoyplX3J3GrSwkb3c6ce8U7ODc51hfb5V65SU16KEyzyU7b3a83AzYadpuSZ9uoq69oOMLanx-HdVYL_uXJm7fzxs9Yy_3WBkbuZcR_6C-PAOeHtklII_a/s1600/jamajka.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="jamajka" border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoZpVqO1hKh56VR3RCnlvfDIsoyplX3J3GrSwkb3c6ce8U7ODc51hfb5V65SU16KEyzyU7b3a83AzYadpuSZ9uoq69oOMLanx-HdVYL_uXJm7fzxs9Yy_3WBkbuZcR_6C-PAOeHtklII_a/s1600/jamajka.jpg" title="jamajka" /></a></div>
Za oknem dzieje się coś okropnego, wieje wicher, ciemno jak
w nocy, choć to dopiero południe, nastrój taki bardziej do spania, a jeśli spać
nie można, to wpada się w dół depresji. Ale, ale, zawsze można zrobić coś, żeby zaświeciło słońce, choć nie chce
się w to wierzyć <span style="font-family: Wingdings; mso-ascii-font-family: Calibri; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-char-type: symbol; mso-hansi-font-family: Calibri; mso-hansi-theme-font: minor-latin; mso-symbol-font-family: Wingdings;">J</span>. Wystarczy
puścić odpowiednią muzykę, obejrzeć właściwy film czy poczytać książkę z
ciepłym, słonecznym przesłaniem.</div>
<a name='more'></a><br />
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgnmAn4WO5IHZkCjV0Hb3Ihyphenhyphen1cbuMFtFQ9FipIXfUc-yZTN48VFTyYCiAUi5n8xk1Uu4dDGq8Xp8LJ__WPyDFRtL17FCf8sjD4x7QwzNqI2U90seahvx09ekSXSbFhHPf79eM7uljiq27ep/s1600/marley.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img alt="marley" border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgnmAn4WO5IHZkCjV0Hb3Ihyphenhyphen1cbuMFtFQ9FipIXfUc-yZTN48VFTyYCiAUi5n8xk1Uu4dDGq8Xp8LJ__WPyDFRtL17FCf8sjD4x7QwzNqI2U90seahvx09ekSXSbFhHPf79eM7uljiq27ep/s1600/marley.jpg" title="marley" /></a></div>
Nie oglądam telewizji, więc nie zwróciłam uwagi przez kilka ostatnich
lat na rozwój kariery Kamila Bednarka, mało tego, w ogóle nie wiedziałam do ubiegłego
miesiąca, że ktoś taki istnieje na świecie. Ale teraz jestem szczęśliwa, że
mogłam odkryć jego muzykę akurat teraz, gdy grudzień daje się tak okropnie we
znaki. W moim domu zdecydowanie świeci słońce, ciepło jest jak na Jamajce, a ja
mam od rana do wieczora dobry nastrój, choć powodów realnych do tego nie ma, bo
grypa, woreczek żółciowy, dieta, brak kasy, brak bliskiego człowiek obok, a
jednak jest mi tak dobrze, jak nie było od lat. Reagge zawsze należało do moich
ulubionych rytmów, ale właściwie lubiłam tylko Marleya, teraz mam drugiego
Marleya do słuchania, tym razem po polsku. Ta muzyka ma w sobie coś, co
powoduje, że człowiek automatycznie zaczyna się kiwać, tańczyć, ruszać, a ruch –
wiadomo – najlepsza rzecz na depresję. A druga rzecz, to teksty, które podnoszą
na duchu i motywują do działania.<o:p></o:p><br />
<br />
A do tego książka, która dzieje się, przynajmniej na początku, bo dalej jeszcze nie dotarłam, na wyspach Fidżi. Polecam Josteina Gaardnera „Maję” ludziom, którzy lubią trochę magii, a do tego wiele przemyśleń na temat sensu istnienia, z naukowego i magicznego punktu widzenia. Dla spotęgowania efektu obejrzałam w internecie zdjęcia z tych wysp. Po prostu bajka, turkusowa woda, plaże z żółciutkim piaskiem i palmy. Kolory zdecydowanie pobudzające do życia. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjc3dDdVs5pU67g0Ax3jTW1lX5E4zROlUQmoYTOsVyOib_FQRPXXC7UyMz0vES3_FG6ehGNaO2mjrtSNHNAav07X75wq1fbd8C66BP3-uGPjecEdsMNU8R68B8N1lDzWcSz1ZRFnQD6KJE_/s1600/fid%C5%BCi.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="fidżi" border="0" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjc3dDdVs5pU67g0Ax3jTW1lX5E4zROlUQmoYTOsVyOib_FQRPXXC7UyMz0vES3_FG6ehGNaO2mjrtSNHNAav07X75wq1fbd8C66BP3-uGPjecEdsMNU8R68B8N1lDzWcSz1ZRFnQD6KJE_/s640/fid%C5%BCi.jpg" title="fidżi" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17811780650996764047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-743450225715593659.post-64095030584877392932013-10-29T22:09:00.000+01:002013-11-07T09:40:13.426+01:00MEDYTACJA<div class="MsoNormal">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipXwSKgzm_T9K33RBT7ChcfJ4ke161NSqbt3PgS2czvDmzIVSqfz75Nxzm0744K_rPOsiX4_Pc3IIgGLl2arMb4CMqZvVQkWiwcVa5KcmFAH7-rrgC8qaKCbPkc-1HcEHjjd-GUMDhUJvo/s1600/007x.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipXwSKgzm_T9K33RBT7ChcfJ4ke161NSqbt3PgS2czvDmzIVSqfz75Nxzm0744K_rPOsiX4_Pc3IIgGLl2arMb4CMqZvVQkWiwcVa5KcmFAH7-rrgC8qaKCbPkc-1HcEHjjd-GUMDhUJvo/s320/007x.jpg" width="320" /></a>Medytacja to brzmi bardzo tajemniczo i dla laika wydaje się
być czymś trudnym, niedostępnym dla przeciętnego zjadacza chleba. Nic bardziej
mylnego. Medytacja jest dla każdego i wcale nie jest trudna, przynajmniej
pozornie. Bo właściwie sprowadza się do nie-myślenia, zatrzymania umysłu, a
pozornie, bo jest to właściwie najtrudniejsze. Więc z jednej strony nic
trudnego, z drugiej najtrudniejsze co może być.<br />
<a name='more'></a></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Ale gdy się bliżej temu
przyjrzeć, to każdy może to zrobić. Każdy może zatrzymać się na chwilę,
dosłownie minutę, w ciągu dnia i spojrzeć wokół siebie bez oceniania, bez
nadawania etykietek, bez formułowania myśli, czy to w głowie czy na głos. Z czasem
można ten czas wydłużać, ale wcale nie trzeba zaczynać od godzinnego tzw. siedzenia
w medytacji. Można też zamiast wydłużać, robić takie minutowe przerwy częściej
w ciągu dnia. Można też robić to przed zaśnięciem. Wówczas działa to również
jak relaksacja, pomaga się uspokoić i wyciszyć po całym dniu, a co za tym idzie
pomaga zasnąć bez problemów. Mało tego często taka medytacja przed snem na
leżąco kończy się, zanim się zacznie, bo już pogrążamy się we śnie <span style="font-family: Wingdings; mso-ascii-font-family: Calibri; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-char-type: symbol; mso-hansi-font-family: Calibri; mso-hansi-theme-font: minor-latin; mso-symbol-font-family: Wingdings;">J</span>. Ale mimo wszystko to działa.
Wystarczy naprawdę niewiele, a jakość naszego życia wyraźnie się poprawia. I odwrotnie,
wystarczy potem zaniechać tego, a jakość życia wyraźnie się obniża. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Wystarczy nic nie mówić, gdy patrzymy na zachód słońca lub
na śpiące dziecko, nic nie myśleć, lecz poddać się chwili. Nie myśleć i nie
oceniać, gdy tańczymy, gdy biegniemy, jedziemy na rowerze, idziemy na spacer. Wystarczy
być skupionym na czynności, którą właśnie wykonujemy, na myciu naczyń,
odkurzaniu, pisaniu wiersza. To też jest medytacja. Najlepiej jest, gdy udaje
nam się być w medytacji podczas każdej chwili dnia, czyli po prostu nie
oceniać, nie krytykować, nie narzekać, ale też wcale nie musimy przecież myśleć
pozytywnie, zapychać myśli afirmacjami, choćby nie wiem jak radosnymi i
motywującymi. Z czasem zauważymy, że nasze myśli biegną bardziej leniwie, a
przerwy między jedną myślą, a drugą się wydłużają i o to właśnie chodzi. A w
tych przerwach nagle przychodzą nam do głowy rzeczy, o jakich się nam nie
śniło. Czasem możemy doznać objawienia na jakiś temat, ni z tego ni z owego
coś zaczyna wyglądać inaczej niż do tej pory, zmienia się nasze widzenie
rzeczywistości. To takie małe oświecenia. A czasem może się zdarzyć wielkie oświecenie, czego i sobie i
Wam życzę <span style="font-family: Wingdings; mso-ascii-font-family: Calibri; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-char-type: symbol; mso-hansi-font-family: Calibri; mso-hansi-theme-font: minor-latin; mso-symbol-font-family: Wingdings;">J</span>.<o:p></o:p></div>
<br />
<br />
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17811780650996764047noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-743450225715593659.post-87277951021396634972013-09-13T23:26:00.001+02:002013-10-29T22:16:27.592+01:00DRUGI SEN NA ZAMÓWIENIE<div class="MsoNormal">
Kiedyś, kilka lat temu zapytałam tzw. wyższą moją część,
przewodnika duchowego czy jak mu tam, żeby dał mi odpowiedź we śnie, co właściwie mam robić w życiu, z tym, że miałam na myśli robienie czegoś, co da mi utrzymanie. Sen przyszedł po dwóch dniach. Poznaję takie sny, które są odpowiedzią, po tym, że budzę się koło drugiej, sen jest niezwykle
wyrazisty i bez żadnej specjalnej chęci pamiętam go ze wszystkimi szczegółami rano, i jeszcze bardzo długo potem.<br />
<a name='more'></a>Wtedy, w tym śnie, uciekałam w szpitalu przed operacją czy czymś takim. Byłam przekonana, że chcą mi zrobić krzywdę. To był szpital, naprzeciwko którego mieszkałam w dzieciństwie. Biegłam długim korytarzem, mijałam ludzi ubranych ciemno ( potem skojarzyłam, że wyglądali jak rzeczywistość fizyczna po wyjściu z ciała), a ja biegłam, właściwie leciałam nad nimi, naga, ubrana tylko w lekki przeźroczysty, utkany ze światła peniuar ( to też dopiero potem uznałam, że byłam poza ciałem, dlatego ze światła), zostałam złapana i doprowadzona do sali operacyjnej, i kiedy byłam tam prowadzona jakiś głos mówił do mnie, ktoś tłumaczył mi sens tego wszystkiego, nie pamiętam, co mówił, ale w wyniku tego pogodziłam się z koniecznością wykonania tego zabiegu. Weszłam na tę salę, była okrągła, bardzo wysoka, na środku rosła wysoka, dość wiotka roślina, u góry sala była zwieńczona kopułą ze szkła i pod nią roślina miała liście. Wokół, w ścianach były wnęki, na całej wysokości sali, a w nich łóżka z ludźmi. Każdy człowiek siedział w łóżku oparty plecami na poduszkach i czytał książkę i nie zwracał na nic uwagi. Próbowałam do najbliższych zagadać, ale nie zwracali na mnie uwagi. Głos dalej do mnie mówił i tłumaczył, teraz już pamiętam co, że wiedza, którą zdobywają ci ludzie służy za pokarm tej roślinie, oni są z nią połączeni poprzez jej korzenie i tą drogą wiedza do niej dociera. Było to dla mnie zrozumiałe i całkiem naturalne, że tak jest. Całkiem byłam z tym pogodzona. Ludzie byli połączeni z rośliną w ten sposób, że nogi mieli uwiązane w takim jakby kokonie z włókna podobnego do włókna kokosowego. Usiadłam w łóżku przeznaczonym dla mnie, roślina wyciągnęła w moją stronę korzenie i zaczęła oplatać moje nogi włóknami. W tym momencie się obudziłam. Obudzenie wyglądało mniej więcej tak jak w Matrixie, w każdym
razie moje pierwsze skojarzenie było takie, że obudziłam się, bo znalazłam się
we własnym ciele. Roślina to był symbol świata fizycznego. I ogólnie miałam
wrażenie, że sens tego snu był taki, że żyję po to, żeby zdobywać wiedzę i drugi, że moim zadaniem jest pogodzić się z tym, że jestem częścią większej całości i przyjąć życie na ziemi takim jakie jest, bo takie jest doskonałe.<br />
<br />
Dwa tygodnie miałam ciężką depresję. Bo ja wciąż uciekam, jak w tym śnie. I życie tu i teraz doprowadza mnie do płaczu. W każdym razie dalej nie wiem, co ten ktoś, gdzieś tam w moim<br />
wnętrzu, chciał, żebym robiła, żeby się utrzymywać, nie widzę tu na to odpowiedzi.<br />
<o:p></o:p></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17811780650996764047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-743450225715593659.post-84971054520300230602013-09-01T11:55:00.001+02:002013-09-01T11:59:05.048+02:00SNYKiedyś zafascynowało mnie dostawanie odpowiedzi na pytania we śnie. Poszukiwałam wtedy odpowiedzi na wiele pytań, stąd zainteresowanie astrologią, tarotem, buddyzmem i innymi. Między innymi wyczytałam w mądrych książkach, że jest metoda dostawania odpowiedzi od Wyższego Ja we śnie. Należało przed snem codziennie zadawać pytanie, a jeśli sen przyjdzie około drugiej w nocy i będzie bardzo wyraźny, kolorowy i wyrazisty, to będzie to odpowiedź. Oczywiście od razu wypróbowałam. Właśnie wtedy nosiłam się z zamiarem odejścia od męża, choć nie miałam w sensie fizycznym żadnych na to szans, ale co mi szkodziło zapytać o to tę część siebie, która wie lepiej?<br />
<a name='more'></a><br />
A oto odpowiedź:<br />
<div class="MsoNormal">
Wszystko się dzieje w jakiejś dalekiej przyszłości albo w
ogóle na innej planecie. Są jacyś tubylcy, których nie widziałam, ale są, nie wiem jak wyglądają. Jestem w jakichś górach, czy czymś takim. Pochylona nad jamą w ziemi, na odludziu, ale blisko domu, w którym przebywam, wyjmuję z tej jamy piękne przedmioty, zabytkowe, jakieś klejnoty, im dalej tym przedmioty są prostsze, mniej widowiskowe, ale ja wiem, że bardzo cenne, coraz starsze. Trzymam każdy coraz dłużej w dłoniach, delektuję się kształtem i kolorem - są to kamienie jakieś, gładko obrobione, małe rzeźbki z kamienia w kolorach przygaszonych zieleni, ugrów, aż dochodzę do prostych narzędzi kamiennych, ale wyjątkowej urody. Wyjmuję je wszystkie ostrożnie i układam wokół jamy. Na dnie został już tylko mały kamyk - ani nie klejnot, ani nie narzędzie, ani rzeźba - maleńki, wielkości połowy kciuka kamyk w paski czarno-zielono-białe. Leży na dnie z ciepłego, ruchliwego piasku. Wiem, że muszę się spieszyć, bo ten piasek na dnie wybuchnie zaraz, zazdrosny o
swój skarb, jakby było pod nim coś żywego, żywy, radioaktywny wulkan. Sięgam po kamyk, piasek jest bardzo ciepły, prawie gorący. Wstaję, żeby zawołać z domu mamę, krzyczę do tubylców, u których mieszkamy, żeby ją zawołali. Chciałam, żeby to zobaczyła, bo bardzo lubi sztukę i piękne przedmioty. Ale jej nie ma. Nie pamiętam czy jeszcze odeszłam od jamy, żeby jej szukać czy od razu zaczęłam chować przedmioty do jamy. Czułam, że tubylcy się domyślili, że znalazłam coś cennego, czułam podenerwowanie istoty w głębi ziemi i zaczęłam chować przedmioty, szybko i nerwowo. Zamieniły się w ochłapy mięsa, duże kawałki wielkości dłoni i większe, trochę się już psujące. Czułam wściekłość z głębi jamy. Upychałam to mięso jak najszybciej, żeby zdążyć przed wybuchem, ale musiałam wszystko upchać. W końcu uciekam. W moją stronę biegną tubylcy, mijają mnie i biegną dalej do skarbu, coś z stamtąd potrzebują, te skarby są dla nich niezwykle cenne, ale nie w sensie materialnym. Wyglądają jak z rysunków naskalnych w Afryce. Oni nic nie mówią, tylko odbieram od nich komunikaty bez słów. Uprzedzam ich o możliwości wybuchu, ale oni dalej biegną. Uciekam do jakiegoś pojazdu, mamy odjechać czy może odlecieć. Wybuch tuż tuż, kierowca czy też pilot
sprawdza na monitorze czy jeszcze kogoś nie trzeba zabrać. Na monitorze dziwna, piękna kobieta - biała i nieprawdziwa, mówi do niego, że już koniec, już wszyscy są na pokładzie, żeby już odlatywał. Ale on nie odlatuje, urzeczony pięknem jej twarzy, zakochany już w tej kobiecie, nie chce jej tam zostawić w tym piekle, które zaraz wybuchnie, biegnie do drzwi i wychodzi, żeby jej szukać. Nagle do mnie dociera, że to nie jest prawdziwa kobieta i że ona nie jest na tej planecie naprawdę, że to coś w rodzaju hologramu, tworu wirtualnego, widzę zamiast jej twarzy rysunek przestrzenny, konstrukcję jej postaci. Biegnę za pilotem, żeby mu to powiedzieć ....i budzę się.<br />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
<!--[endif]--><o:p></o:p></div>
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17811780650996764047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-743450225715593659.post-4039891009071239452013-08-13T22:40:00.002+02:002013-08-30T09:47:52.860+02:00WRÓŻENIE TRAFIONE CZY NIEJak w każdej innej dziedzinie, tak i we wróżeniu mam dylemat, co zrobić, gdyby się okazało, że wróżba jest nietrafiona. To taka moja prywatna zmora, strach, że okażę się niedoskonała. Niestety w tej dziedzinie trzeba liczyć się z tym, że można się pomylić. Nie ma tu, szczególnie w tarocie, możliwości analitycznego, matematycznego, dokładnego wyliczenia co i kiedy może się zdarzyć. Nawet astrologia i numerologia nie zawsze się sprawdzają, bo oprócz wyliczeń i faktów matematycznych mamy do czynienia z czymś tak subtelnym i nieprzewidywalnym jak intuicja. Intuicja jest właściwa każdemu człowiekowi, ale nie każdy potrafi z niej korzystać, a osoby, które mają ją szczególnie wyczuloną, też nie zawsze są otwarte dość, aby jej podpowiedzi usłyszeć. Wystarczy być niewyspanym, zmęczonym albo chorym, żeby nie odebrać właściwie podszeptów. Może też po prostu nic nie usłyszeć.<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
Mnie też zdarzało się wywróżyć coś źle. Nie wiem jak często, czasem dopiero po rozmowie z klientem zaczynam rozumieć, co karty chciały powiedzieć, a ja nie usłyszałam. Mimo wszystko, gdy rozmawia się osobiście lub choćby przez telefon, można takie rzeczy zauważyć i dojść do prawdy. Gorzej, gdy piszę się wróżbę, wtedy trudno skonfrontować karty z rzeczywistością.<br />
Czasem ma też miejsce coś dziwnego, a mianowicie osoba prosząca o wróżbę może mieć tak silną osobowość, że narzuca kartom swoją wolę i wtedy oczywiście wróżba się nie sprawdza. Jest też czasem tak, że osoba, której się wróży przeżywa tak silne emocje, że w kartach widać tylko te emocje, a wróżka może brać je za przewidywaną przyszłość. Najgorsze jednak jest to, że nie zawsze wiadomo takie rzeczy z góry. Pamiętam klientkę, która dzwoniła z pytaniem, czy jej maż dostanie wizę do jakiegoś tam kraju, w kartach widać było same porażki, a tymczasem kobieta zadzwoniła nazajutrz, że mąż wizę dostał :). Moim zdaniem po prostu ona tak się bała odmowy wizy, że ten strach widziałam w kartach.<br />
<br />
Co jednak w takich razach z wynagrodzeniem za wróżbę? Ano to samo, co w każdej innej dziedzinie. Wróżka poświęca czas, stara się najlepiej i robi wszystko według prawideł sztuki, więc dlaczego miałaby nie brać pieniędzy za niesprawdzone wróżby? W szkole psychotronicznej uczył mnie tarota Jan Suliga i na pierwszych zajęciach stanowczo i wyraźnie zapowiedział, że pieniądze za wróżbę należy brać z góry. Stosuję się do tej zasady tylko w przypadku wróżb przez internet i telefon, ale na spotkaniach osobistych już nie i tylko raz zdarzyło mi się, że klientka nie chciała zapłacić twierdząc, że nic się nie sprawdza, przy czym przez pół godziny wymaglowała mnie na każdą okoliczność. Przecież gdyby się nie sprawdzało to, co mówiłam, to powinna była od początku to mówić i wyjść wcześniej, wtedy faktycznie nie miałabym za co brać od niej pieniędzy :). To były najciężej przeze mnie zarobione pieniądze za wróżbę.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17811780650996764047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-743450225715593659.post-40984824887470312852013-08-09T12:30:00.003+02:002013-08-09T12:31:48.462+02:00Dylematy moralne, zapłodnienie in vitro, przeszczepy narządów.<div class="MsoNormal">
Wciąż coś czytam, choć właściwie powinnam chyba robić co
innego w tym czasie. No ale czytam. Na dodatek czytam wcale nie ambitną
literaturę, ani nie fachową literaturę, tyko takie sobie czytadła dla kobiet.
Wydawałoby się, że to strata czasu, ale … czasem nawet mało ambitna pod
względem literackim książka zmusza do myślenia. Zresztą, kto właściwie ustala
czy książka jest ambitna czy nie? <br />
<a name='more'></a>Wydaje
mi się, że jeśli autor ma do przekazania pewne treści i radzi sobie z
konstrukcją powieści na tyle, że świetnie się ją czyta, to mogę mieć naprawdę
gdzieś to, czy krytycy uznają tę książkę za ambitną i godną miana dobrej literatury.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Ostatnio czytałam dwie takie książki, które poruszają
problemy moralne i etyczne, które stają się ważne w naszej cywilizacji. Być może
książki te nie wejdą do kanonów dobrej literatury, ale są potrzebne. Choćby po
to, żebym ja mogła odkryć, że świat tak bardzo podążył na przód <span style="font-family: Wingdings; mso-ascii-font-family: Calibri; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-char-type: symbol; mso-hansi-font-family: Calibri; mso-hansi-theme-font: minor-latin; mso-symbol-font-family: Wingdings;">J</span>, nawet jeśli problemy
już mnie nie dotyczą. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Jedna książka to dzieło Jodi Picoult „Bez mojej zgody”. Czytałam
już kilka jej książek i zawsze mną wstrząsają. Często mam wrażenie, że nie
powinnam ich czytać, bo za bardzo się denerwuję, ale z drugiej strony uświadamiają
mi, jak bardzo zamykam się we własnym świecie. Autorka pisze w sposób z jednej
strony bardzo sprawny, świetnie prowadzi fabułę, książki czyta się jednym
tchem, ale z drugiej jest w nich sporo taniego sentymentalizmu, grania na
uczuciach i emocjach. Ale… jest to może potrzebne do osiągnięcia celu, czyli do
tego, żeby ludzie zwrócili uwagę w jakim świecie żyją. Można powiedzieć, że jest
to literatura publicyzująca, tak bym ją nazwała. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Ta książka, którą czytałam ostatnio, mówi o prawie dziecka do
dysponowania własnym ciałem, o problemach wynikających ze sztucznego
zapłodnienia i wybierania płodu pod kątem przydatności późniejszego dziecka.
Książka wstrząsa, potrząsa sumieniem itd. Po przeczytaniu ma się mnóstwo myśli.
Ale w końcu przychodzi refleksja. Wszelkie dylematy i dramaty wynikają z braku
świadomości, że śmierć to tylko zmiana postaci, że śmierć nie oznacza końca
życia. Gdyby matka z tej książki miała świadomość, że jej dziecko nie znika po
śmierci, lecz żyje nadal, to czy walczyłaby aż tak o jego życie? Niszcząc przy
okazji życie kilku innych osób. Czy należy walczyć o życie za wszelką cenę?
Myślę, że medycyna dzisiejsza zabrnęła w ślepy zaułek. Podtrzymuje życie za
wszelką cenę, lekarz ma za zadanie utrzymywać człowieka przy życiu często zupełnie
bez sensu. <o:p></o:p></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
Druga książka to „Zupa z ryby fugu” Moniki Szwaji, autorki
zabawnych i ciepłych powieści dla kobiet. I problem zapłodnienia in vitro. I
ciekawe podejście do tematu. A na koniec pytanie, które nie daje mi spokoju od
dawna. Na świecie rodzi się tyle dzieci, które nie mają domu, ciepła, miłości i
rodziny, czy naprawdę dziecko, które wychowujemy musi mieć nasze geny, żeby
można je było kochać? Czy trzeba płodzić własne dzieci za wszelką cenę, kosztem
zdrowia, relacji małżeńskich, a czasem nawet innych ludzi? Oczywiście każdy
zarzuci mi, że mam własne dzieci, więc dobrze mi się mówi, niemniej jednak podobne
decyzje ludzie podejmują sprawiając sobie zwierzątko domowe. Dlaczego płacą
ciężkie pieniądze kupując psa czy kota jakiejś rasy, jak w schroniskach dla
zwierząt tyle ich czeka na dom i uwagę? Nie zdarzyło mi się kupić zwierzaka,
chyba, że trzeba było zapłacić, żeby uwolnić psa z rąk oprawców. <o:p></o:p></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17811780650996764047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-743450225715593659.post-32828837424077683692013-05-10T21:48:00.001+02:002013-05-10T21:49:19.170+02:00MASKA CZYLI ASCENDENT<br />
<div class="MsoNormal">
Czy zdarzyło się wam kiedyś, że słyszeliście od kogoś opinię
o sobie, która w waszym odczuciu niewiele miała z wspólnego z wami? Mnie zdarza
się to dość często. Zaczęłam się ostatnio zastanawiać nad tym, czemu tak jest.
Wydawało mi się zawsze, że jestem nieśmiała, a ludzie mówią, że jestem odważna.
Ja uważam, że jestem skryta i zamknięta, a ludzie, że szczera i otwarta. I tak
jeszcze parę innych rzeczy. Czy rzeczywiście jestem inna na pokaz i inna
wewnątrz siebie? <br />
<a name='more'></a>Czy to co na pokaz jest integralną częścią mojej osoby? To co
myślałam o sobie bardziej pasuje do tej mnie, jaką byłam w młodości, ale teraz
coraz częściej łapię się na tym, że to co ludzie o mnie mówią też jest prawdą, choć
ujawnia się ona w obecności innych ludzi. Ale sama siebie postrzegam wciąż
taką, jaka jestem w środku. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
W astrologii ta dwoistość, a właściwie wielorakość, bo
takich przeciwieństw zwykle jest więcej, wyraża się w jakościach, znakach i
domach, w jakich położone są planety w naszym horoskopie urodzeniowym. Planety
oraz tzw. Ascendent, czyli miejsce wschodzącego Słońca oraz Medium Coeli, czyli
środek nieba. I tak w moim przypadku ludzie mówią, to co widzą, czyli to na co
w moim horoskopie wskazuje Ascendent położony w znaku Lwa. To Lew jest odważny,
szczery, otwarty, ale ja nie zawsze czułam, że taka jestem. Dla mnie to jest
tylko rola jaką gram przed ludźmi, rodzaj maski. I tym właśnie jest Ascendent,
maską, którą pokazujemy ludziom, nie zawsze świadomie. Stąd biorą się często
nieporozumienia w określaniu znaków, w jakich ktoś się urodził. Ludzie widzą we
mnie Lwa, niezależnie od tego, w jakim znaku naprawdę się urodziłam. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Do niedawna myślałam, że ta moja maska Lwa nie należy do
mojej osobowości, że to tylko coś na pokaz, stworzonego przeze mnie, żeby nikt
nie odgadł, jaka jestem naprawdę, ale coraz częściej wydaje mi się, że ten Lew
też we mnie jest, nawet jeśli to tylko gra, to gram to ja, więc należy to do
mnie, do mojego charakteru. <o:p></o:p></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17811780650996764047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-743450225715593659.post-37533323750362915822013-04-11T13:58:00.003+02:002013-04-18T00:18:24.520+02:00KOLEJNA KSIĄŻKA O SPEŁNIANIU MARZEŃ<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://www.zlotemysli.pl/astrohoroskopy,1/prod/12435/buduj-swoje-zycie-odpowiedzialnie-i-zuchwale-kamila-rowinska.html" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;" target="_blank"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgT9QCJAM-dqZbhm3WSLw2wvhC74OGxzqWOR9uPnferPFMH5bNfpAH4JM2hTk4eLKR7bYKASroj5QcUH_1pVLOtkQr2N0fot2rYCTddFDsjUDIYqbYUhIhMf1JgHx9wmmCNBOrhRCajmnc-/s320/600x849.jpg" width="226" /></a></div>
Znalazłam świetną książkę o spełnianiu marzeń. Przy okazji doszłam do wniosku, że w życiu nie wystarczy przeczytać jedną taką książkę. Jedna sprawa, to wprowadzenie w życie zaleceń i ćwiczeń proponowanych przez książki, które się czyta, czyli praca z książką, ale jest jeszcze jedna strona czytania takich książek. Od czasu do czasu trzeba do nich wracać, przypominać sobie pewne rzeczy, ale po jakimś czasie to już nie działa, bo przy kolejnej lekturze umysł nie skupia się już na treści, tylko zaczyna bujać w obłokach. Dobrym wyjściem jest zmiana lektury na podobną, ale nową, umysł wtedy musi się skupić na tym, co czyta, a człowiek musi przypominać sobie, jaką drogą ma dalej iść. Na dodatek w każdej książce znajduje się jakiś nowy pomysł lub inne spojrzenie na ten sam temat i nagle widzi się siebie i swoje sprawy w innym świetle, nagle widzi się jakie błędy się popełnia.<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
Jesienią czytałam książki Joe Vitala, ostatnio trafiłam na książkę Katarzyny Michalak, a teraz na podobny temat, ale obszerniej i bardzo systematycznie w książce Kamili Rowińskiej " Buduj swoje życie odpowiedzialnie i zuchwale". Spodobał mi się tytuł, potem fragment, który można ściągnąć<span style="color: #006699;"><span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"> </span><span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><a href="http://buduj-swoje-zycie-odpowiedzialnie-i-zuchwale.zlotemysli.pl/astrohoroskopy,1/" target="_blank">tutaj</a>, </span></span><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">a potem<span style="color: #006699;"> </span>skusiłam się na całość. Świetna książka dla osób, które po raz pierwszy chcą zrobić coś ze swoim życiem, ale doskonała również dla tych, którzy pracują nad sobą od dawna i potrzebują świeżego spojrzenia.</span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17811780650996764047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-743450225715593659.post-35199803109734778762013-03-08T12:14:00.001+01:002013-04-18T00:18:37.929+02:00JAK SPEŁNIAĆ SWOJE MARZENIA<br />
<div class="MsoNormal">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAuYVxwXmd1xb6U1-kEwDRboSWbU6S02-ZLlX3jpyOtJf-VZlUPPkcfw5nIuZbELBevL8F70o4P_Q_K3i3N-SHx4c8zgCxu5azFQtdQ-3V7tgawPY989ztE-S01-2qtSwZ8I5eqnc_MsBO/s1600/sekretnik.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAuYVxwXmd1xb6U1-kEwDRboSWbU6S02-ZLlX3jpyOtJf-VZlUPPkcfw5nIuZbELBevL8F70o4P_Q_K3i3N-SHx4c8zgCxu5azFQtdQ-3V7tgawPY989ztE-S01-2qtSwZ8I5eqnc_MsBO/s1600/sekretnik.jpg" /></a></div>
Właśnie czytam książkę Katarzyny Michalak pt. „Sekretnik” i
jestem pod ogromnym wrażeniem, które ujawnia się w ten sposób, że co chwilę
wybucham niepohamowanym śmiechem i rechoczę jak żaba na łące. Książka jest o spełnianiu
marzeń i w zasadzie przedstawia to, o czym od dawna wiem, bo o tym napisano
wiele książek, żadna jednak nie była śmieszna, w żadnej tak jasno nie pokazano,
gdzie popełniamy błędy chcąc spełnić swoje marzenia i żadna nie sprawiała, że
czuję się lepiej, zamiast gorzej, bo przecież skoro wciąż nic mi nie wychodzi,
to jest to raczej przygnębiające i skoro w ogóle czytam takie książki, to
znaczy, że sobie nie radzę i jestem do niczego itp. itd. Ta książka sprawia, że
nie czuję się nieudacznikiem, ale za to widzę na wesoło swoje życie i swoje
błędy i zaczynam nabierać nadziei, że może jednak uda mi się wreszcie spełnić
marzenia, a nie <br />
<a name='more'></a>tworzyć w życiu ich
karykatury. Np. kiedyś wymarzyłam sobie mały domek na wsi z ogrodem, to
marzenie mojego życia, takiego domku szukałam 9 lat wraz z moim mężem, obecnie
byłym, a po 9 latach odkryłam, że on jeździ ze mną, bo lubi jeździć, albo dla
świętego spokoju, a wcale nie zamierza się wyprowadzić ze swojego wspaniałego mieszkania
zrobionego ze strychu w centrum Krakowa, które to mieszkanie było jego
spełnionym marzeniem. Ze swojego marzenia jednak nie zrezygnowałam, w jakiś czas
później, mimo przekonania, że to niemożliwe, spisałam swoje marzenie w zeszycie
i zapomniałam. Marzenie się spełniło. Mój mąż kolejne 9 lat później postanowił
sprzedać swoje nieruchomości odziedziczone po przodkach, do których musiał
dokładać i wybudował domek na wsi, z moim wymarzonym piecem kaflowym do
gotowania. Niby marzenie się spełniło, ale … ale równocześnie okazało się, że mamy 150tys długów, oboje nie
pracujemy, pokłóciliśmy się tak okropnie, że został nam tylko rozwód i żeby
wprowadzić rozwód w czym musiałam się z owego
domku wyprowadzić. I znowu zaczęłam marzyć o domku na wsi. I znowu dostałam
domek, ten sam, bo były mąż długów nie spłacił, jego część domu została
zlicytowana i ja ją kupiłam za pożyczone pieniądze. Niby super, marzenie się
spełniło, ale ... mieszkam tu na walizkach od 4 lat i czekam, aż dom się
sprzeda, żebym mogła oddać pożyczone pieniądze i kupić wreszcie swój własny
domek na wsi. Trzeba bardzo uważać jakie ma się marzenia i wiedzieć jak je
sformułować, żeby dostać to, co się chce, a nie namiastkę lub karykaturę jak w
moim przypadku. <o:p></o:p><br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
I jeszcze jeden przykład. Wciąż jestem chora, jak tylko
podejmuję pracę to zaczynam chorować na coś nowego. Czy przypadkiem nie ma to
związku z moim marzeniem o spokojnym życiu bez pracy, żebym mogła sobie całymi
dniami leżeć i czytać książki? Czy przypadkiem moja podświadomość nie spełnia
mojego marzenia zsyłając mi choroby, żebym mogła sobie poleżeć i poczytać? Np. książkę
o spełnianiu marzeń <span style="font-family: Wingdings; mso-ascii-font-family: Calibri; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-char-type: symbol; mso-hansi-font-family: Calibri; mso-hansi-theme-font: minor-latin; mso-symbol-font-family: Wingdings;">J</span>,
którą czytam, bo okropnie boli mnie ręka i nic nie mogę robić, a właśnie
otworzyłam działalność gospodarczą i powinnam szyć, tworzyć rękodzieło
artystyczne i stronę sklepu internetowego, żeby sprzedać to, co stworzę.<o:p></o:p><br />
<br />
<br />
<div class="MsoNormal">
Jesienią pod wpływem książki Joe Vitala afirmowałam
pieniądze, które do mnie płyną i płyną i płyną, no i owszem płyną, dostałam
dotację 20 tys. na działalność gospodarczą, a niedawno ktoś się pomylił w
firmie, dla której pracuję i zamiast 270 zł wysłał mi 270 tys. zł, ale ja nadal
nie mam na podstawowe rzeczy do życia <span style="font-family: Wingdings; mso-ascii-font-family: Calibri; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-char-type: symbol; mso-hansi-font-family: Calibri; mso-hansi-theme-font: minor-latin; mso-symbol-font-family: Wingdings;">J</span>.
Moje myśli naprawdę są stwórcze i dlatego warto się dowiedzieć jak afirmować, jak
wizualizować, bo niby od lat wiem jak się to robi, a okazuje się, że nie wiem, skoro
dostaję swoje marzenia w takiej "nieco" wykoślawionej formie. Katarzyna Michalak
pokazuje w piękny sposób i zabawny sposób jak działa nasza podświadomość i jak uniknąć takich błędów.<o:p></o:p></div>
</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17811780650996764047noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-743450225715593659.post-25833038941452075612012-11-14T20:15:00.003+01:002013-04-18T00:18:51.540+02:00JAK POKOCHAĆ SIEBIE CD<br />
<div class="MsoNormal">
Co to znaczy kochać siebie? Być dla siebie wyrozumiałym,
ciepłym, nie wymagać od siebie rzeczy niemożliwych, wymagać od siebie nie
więcej niż od innych. Nie brać na siebie niepotrzebnie odpowiedzialności za
innych. </div>
<div class="MsoNormal">
Dbać o swoje przyjemności i małe radości.</div>
<div class="MsoNormal">
Nie szukać za wszelką cenę aprobaty innych, nie oglądać się
w oczach innych, tylko w lustrze.</div>
<div class="MsoNormal">
Nie starać się zaspokajać oczekiwań innych. Stawiać siebie
na pierwszym miejscu. Akceptować swoje wady. </div>
<div class="MsoNormal">
Jedzenie na ładnych talerzach, z ładnym widokiem przez okno
też jest wyrazem miłości do siebie, szczególnie, gdy jem sama <span style="font-family: Wingdings; mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-char-type: symbol; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-symbol-font-family: Wingdings;">J</span>.<br />
<a name='more'></a>
</div>
<div class="MsoNormal">
A przy okazji lepiej się je, gdy jest posprzątane, tylko ze
sprzątaniem trzeba uważać. Czy sprzątam, bo tak nauczyła mnie matka i jest ot
cotygodniowym rytuałem, czy robię to dla siebie? Czy sprzątam, bo co powiedzą
sąsiedzi czy ewentualni goście, czy po to, żeby się dobrze czuć we własnym
domu? Czy zamęczam siebie, swoje ciało i swoich bliskich w imię źle pojętego
porządku czy robię to na luzie, z przyjemnością i z satysfakcją z wykonanej
pracy?</div>
<div class="MsoNormal">
Tak, tu dochodzę do tego, że gdy robi się wszystko na sposób
zen, uważnie, przytomnie, świadomie, będąc cały czas obecnym w teraźniejszości,
to jest to również wyraz miłości do siebie. Dlaczego? Bo wtedy czuję każde
napięcie w ciele, eliminuję każdy niepotrzebny ruch, spokój, jak i wtedy
odczuwam powoduje, że nie tracę tyle energii i nerwów i czuję, kiedy moje ciało
dopomina się o odpoczynek czyli dbam w ten sposób o siebie. </div>
<div class="MsoNormal">
Generalnie każda medytacja jest wyrazem miłości do siebie, a
poprzez miłość do siebie, wyrazem miłości do świata, ludzi, Boga.</div>
<div class="MsoNormal">
Również zapewnianie sobie przyjaznej przestrzeni do życia
stwarzanie domu pełnego harmonii zewnętrznej, poprzez odpowiedni wystrój wnętrz
można traktować jak przejaw miłości do siebie. A zatem moja inicjatywa, o
której piszę na moim blogu o urządzaniu wnętrz www.kati-art.blogspot.com , jest
nie tylko wyrachowanym sposobem na sprzedaż domu! Mam dzięki niej o wiele
więcej radości życia, bardziej siebie cenię, a zatem też bardziej kocham.
Radość i poczucie własnej wartości uważam zdecydowanie za przejaw miłości.</div>
<div class="MsoNormal">
No cóż, wychodzi na to, że jest wiele sposobów kochania
siebie! I mogę powiedzieć obecnie, że dużo częściej daję wyraz miłości do
siebie niż dawniej.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17811780650996764047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-743450225715593659.post-81195809359731757252012-11-09T12:36:00.000+01:002013-04-18T00:19:06.765+02:00JAK POKOCHAĆ SIEBIE<br />
<div class="MsoNormal">
Jak pokochać siebie? Mam z tym problem od lat i wielki
dylemat. Po pierwsze mój umysł odrzuca większość metod od samego początku, jako
głupie, śmieszne i w ogóle. Po drugie trzeba wytrwałości, a to nie moja mocna
strona. Po trzecie, trzeba wejść głęboko w siebie i dotrzeć znów do różnych
nieprzyjemnych rzeczy, które tkwią wewnątrz. No jednym słowem spore wyzwanie.</div>
<div class="MsoNormal">
Może trzeba najpierw przekonać umysł, że to ma sens?</div>
<div class="MsoNormal">
Przejrzałam pamięć i Internet w poszukiwaniu metod już
odkrytych przez innych. I co my tu mamy? Jako pierwsza dotarła do mnie z tą
rewelacją, że trzeba pokochać siebie, Louisa Hay.<br />
<a name='more'></a> Wówczas uznałam słuszność jej
wywodów, ale stawanie przed lustrem i mówienie do siebie, że się kocham, było
ponad moje siły. Pominąwszy śmieszność i opory umysłu, miałam zbyt wiele oporów
wewnątrz, poza umysłem, lęków niepozwalających się zmierzyć z własną opinią o
sobie. Teraz, po dwudziestu latach poszło łatwiej, ale mimo wszystko jest to
trudne. Patrzę sobie w twarz i widzę wszystkie swoje wady, przy czym nie mam pojęcia,
co jest wadami, a co mi wmówiono przez uporczywe powtarzanie. Nawet nie wiem
naprawdę, jaka jestem, a kończę właśnie 50 lat. Może tu jest problem? A może to
w ogóle nie ma znaczenia, jaka jestem, kochać trzeba bezwarunkowo. Więc
powtarzam sobie, że kocham również swoje wady i wymieniam je na głos. Ważna
jest akceptacja, dla wad również, więc muszę je też pokochać.</div>
<div class="MsoNormal">
Wyczytałam gdzieś, że trzeba dbać o swoje ciało. Ktoś miał
na myśli również wygląd. Cóż, chyba odeszłam od dbania o wygląd. Ubieram się w
co bądź, mało zwracam uwagę na to, co na siebie wkładam. Do fryzjera nie
chodzę, bo nie lubię. Zaparłam się, żeby nie farbować włosów, a może to błąd?
Może farbowanie włosów to objaw miłości do siebie, a nie odwrotnie? Może to nie
ma znaczenia, ale może w moim przypadku może pomóc? Wczoraj w sklepie z
tkaninami zobaczyłam rewelacyjnie i oryginalnie ubraną młodą kobietę i
zobaczyłam siebie sprzed lat, zawsze w czymś nietypowym, uszytym z
intrygujących materiałów, z włosami w nieładzie artystycznym. Jak daleko od
tego odeszłam. Może jednak to nie objaw braku zainteresowania dla spraw
ziemskich, a po prostu objaw depresji i nie lubienia siebie? Podobnie rzecz ma
się z domem. Trzeba otaczać się ładnymi przedmiotami, a ja czekam, aż dom się
sprzeda i nie robię nic, żeby dobrze się w nim poczuć.</div>
<div class="MsoNormal">
No i ciało w sensie zdrowia. Znów zaniedbałam gimnastykę dla
kręgosłupa, ale za to wydaję majątek na zioła, żeby wyleczyć się z boreliozy. Może
gdybym bardziej kochała siebie i swoje ciało, to nie musiałoby chorować, żeby
zwrócić na siebie moją uwagę? Może pora zejść na ziemię i zająć się sobą,
poświęcić sobie więcej czasu i uwagi. </div>
<div class="MsoNormal">
Mimo wszystko to wydają mi się sprawy kosmetyczne i
mniejszej wagi. Musi być coś głębszego, ważniejszego. Chyba jest objawem braku miłości
do siebie brak własnego zdania na każdy temat. I pozwalanie, by inni wpływali
na moje decyzje. I pozwalanie na to, żeby mnie krytykowali. Ale tu znów
dylemat. W którym momencie zaczyna się karmić swoje ego, zamiast kochać siebie?
Czy mam nie pozwalać na to, żeby inni mnie krytykowali, czy raczej nie pozwalać
na to, żeby miało to na mnie wpływ? A jeśli to drugie, to jak to zrobić, żeby
to nie miało wpływu? Trochę się błędne koło z tego zrobiło. Wracam do punktu
wyjścia, trzeba naprawdę kochać siebie, żeby nie miało wpływu to, co mówią
inni. </div>
<div class="MsoNormal">
Nie mam już pomysłów. Może ktoś mi podpowie, co jeszcze mogę
zrobić, aby pokochać siebie?</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17811780650996764047noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-743450225715593659.post-80852821275586614902012-10-19T00:33:00.000+02:002013-04-18T00:19:19.408+02:00JOE VITALE <br />
<div class="MsoNormal">
Właśnie czytam książkę Joe Vitala „Zero ograniczeń”.
Przedstawia w niej sposób uzdrawiania doktora Hew Lena z Hawajów. W sumie nie
ma znaczenia skąd ten sposób pochodzi, podobną ideę można odnaleźć w „Rozmowach
z Bogiem” Walscha i pewnie w wielu innych książkach, religiach czy filozofiach.
Ważne jest to, że jesteśmy jednością ze wszystkim, co nas otacza, ze wszystkimi
ludźmi i wszystkim, co istnieje i nie istnieje i tylko wzięcie
odpowiedzialności za wszystkich i wszystko może uzdrowić nas samych, a poprzez
to resztę świata czy drugiego człowieka. Idea znana mi od dość dawna, a jednak
po tej lekturze docierać zaczyna do mnie jej głębszy sens. Przestało być to dla
mnie czystą teorią, zaczynam czuć, co to oznacza w życiu. Czy uda mi się
wprowadzić ją w życie czas pokaże. Na razie próbuję pozbyć się myśli przez
powtarzanie w myślach prostej idei „kocham cię” skierowanej do wszystkiego i
wszystkich.<br />
<a name='more'></a> </div>
<div class="MsoNormal">
Dawno temu, gdy pierwszy raz, po przeczytaniu „Rozmów z
Bogiem”, dotarło do mnie zrozumienie, że jestem jednością z innymi, przeżyłam
wstrząs, chodziłam po ulicach, przyglądałam się ludziom i myśl, że jestem nie
tylko sobą, odrębną jednostką, ale również nimi, była porażająca. Przerażało
mnie, że jestem również tym zaplutym pijakiem na ławce na Plantach i tą starą plotkarą
mieszkającą po przeciwnej stronie podwórka i każdym innym człowiekiem w tym
mieście. A to jeszcze nic, jeszcze przecież zostawali wszyscy ludzie w innych
krajach i na drugiej półkuli. A jeszcze psy i koty i na myśl, że również
karaluchy i tasiemce, robiło mi się niedobrze. Lepiej znosiłam poczucie
jedności ze skałami i kamieniami. Świat nagle zrobił się dla mnie zupełnie nie
do ogarnięcia. Chodziłam taka wstrząśnięta dość długo, ale z czasem moja
wrażliwość stępiła się, wizja była na tyle trudna do przyjęcia, że w końcu
wyparłam tę ideę z pamięci i wróciłam do starych mentalnych nawyków. </div>
<div class="MsoNormal">
Teraz idea wraca, ale już nie jest tak przerażająca. Nasz
rozwój przebiega po wznoszącej się spirali, co jakiś czas wracają sprawy i
problemy, z którymi kiedyś nie udało nam się uporać i teraz właśnie wraca do
mnie wiele takich nierozwiązanych problemów, praca, relacje z najbliższymi,
zdrowie. Jak bumerang wracają wciąż te same sprawy, co prawda wciąż na wyższym
czy innym etapie, ale wraca wciąż to samo. Jednak jeśli wcześniej umysł
zaabsorbował pewne idee, teraz łatwiej je przyjąć za swoje, jestem na innym
etapie.</div>
<div class="MsoNormal">
Książka Vitala daje mi nadzieję, daje też proste narzędzie,
tak proste, że aż trudno w to uwierzyć, a równocześnie niezmiernie trudne, bo
oderwanie się od myślenia jest najtrudniejszym wyzwaniem. Im więcej problemów,
tym szybciej myśli gonią w głowie jedna drugą, lecz proste słowa „kocham cię,
wybacz, dziękuję” są jak najlepsza mantra, wyciszają umysł i wprowadzają ład w
życie. <o:p></o:p></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17811780650996764047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-743450225715593659.post-79470118999084880822012-06-30T16:46:00.000+02:002013-04-18T00:19:33.987+02:00NUMERY DOMÓW - REFLEKSJI KILKA<div class="MsoNormal">
Tej jesieni miałam okropne problemy z zębami, które
przeciągały się bardzo długo i jeszcze w lutym musiałam chodzić do dentystki.
Dentystkę wybrałam sobie w mojej gminie, bo nie lubię jeździć daleko w ważnych
dla mnie sprawach, więc lubię mieć lekarza, dentystkę, bank i inne takie pod
ręką, czyli jak najbliżej. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
W styczniu zima przybrała srogą twarz, zaczęła się seria
mroźnych dni, w kominku spalałam mnóstwo drewna, a i tak marzłam
niewypowiedzianie. Do dentystki woził mnie były małżonek, mieszkający blisko i
posiadający samochód. Mróz i słabość wywołana bólami zębów nie nastrajały mnie
do samodzielnego jeżdżenia do sąsiedniej miejscowości autobusem, więc
korzystałam skwapliwie z jego pomocy.<br />
<a name='more'></a> Jednak wreszcie poczułam się lepiej i
postanowiłam być samodzielna, do czego przyczyniła się również niechęć do popadania
z byłym mężem w zażyłość i w kolejny poniedziałek wybrałam się busem.
Dojechałam cało na miejsce, dentystka zrobiła, co miała zrobić, zapłaciłam… i
dopiero w drodze na przystanek uświadomiłam sobie, że nie ma przy sobie ani
jednej złotówki, bo wszystko, co przy sobie miałam dałam dentystce. Żeby nie
marznąć na przystanku wymyśliłam sobie, że pójdę na nogach na następny
przystanek, a po drodze będę dzwonić do kogo się da, żeby po mnie przyjechał.
Niestety dziecko było jeszcze w Krakowie i wracać będzie późno, eksmąż właśnie
wyjątkowo też jest w Krakowie i nie wie, kiedy będzie wracał, jeszcze
zadzwoniłam do sąsiadów, ale tu też nikogo nie było w domu. No cóż, nie
pozostało mi nic innego jak wracać do domu na piechotę. Po pierwszym
kilometrze, żeby nie popadać w przygnębienie i nie myśleć o zimnie,
przyglądałam się mijanym domom. Znałam je w zasadzie, bo mnóstwo razy koło nich
przejeżdżałam, ale tym razem, widziane z perspektywy przechodnia, a nie
pasażera samochodu czy autobusu, przedstawiały się zupełnie inaczej. Niektóre z
tych domów znałam bliżej, bo znałam mieszkających tam ludzi, inne znałam tylko
z widzenia. Każdy był inny i zaczęłam się zastanawiać, jacy ludzie w nich
mieszkają. Czy wygląd domu mówi coś o jego mieszkańcach? A numer domu, czy on
też ma wpływ na jego wygląd? Czy mówi coś o ludziach, którzy pod tym numerem
mieszkają? Czy ma wpływ na ich życie? Na przykład ten dom, ten o pomarańczowych
ścianach, czy jego ludzie są pełni energii, bo kolor ścian im jej dodaje, czy
odwrotnie, potrzebują jej i dlatego wybrali taki kolor? A numer, 219, w
numerologii odpowiadać będzie trójce. Czy są faktycznie twórczy?</div>
<div class="MsoNormal">
Następny dom jest piaskowy, stary tynk, taki jak robiło się
w latach siedemdziesiątych, dom też stary, tynk zdążył już poszarzeć i z
pierwotnej piaskowej barwy niewiele zostało. Dach ciemny, trudno się domyślić,
jaki miał kiedyś kolor. Okna z białymi ramami, lakier widać, że dawno był
kładziony, bo biel przestała już być bielą. Ogólnie dom robi na mnie wrażenie
poważnego, bez finezji, bez dbałości o wygląd. Z niecierpliwością czekam aż uda
mi się dostrzec jego numer. 99. Dwie dziewiątki, razem dają 9+9=18=>9, znów
dziewiątka. No tak, myślę sobie, ci ludzie mają ważniejsze sprawy na głowie,
niż dbanie o wizerunek swego domu. A może wciąż mają poczucie, że coś się w ich
życiu kończy? Jacy są? Czy przeżywają takie trudne chwile jak ja w poprzednim
mieszkaniu, którego numer był 9? W tamtym mieszkaniu zakończył się pewien etap
w moim życiu, dorosłam wreszcie, choć miałam już ponad 40 lat, a właśnie wtedy
stałam się naprawdę, tak wewnętrznie dojrzała i pewniejsza siebie, a kiedy to
się stało, zupełnie niespodziewanie wyprowadziłam się. Również moje dzieci
przeszły tam wielką metamorfozę, wywołaną trudną sytuacją, która wymusiła na
nich wcześniejszą dorosłość i dojrzałość. </div>
<div class="MsoNormal">
Kolejny dom zawsze budził moją ciekawość. Robi wrażenie
wesołego, może bardziej z powodu ogrodu przed domem. Ciekawe rośliny, róże na
wysokiej łodydze, jak bukiet na czubku kija, bukszpanowe kule, żywotniki
przycięte w finezyjne kształty. Dom w jasnych barwach, dach z czerwoną
dachówką. Okna patrzą wesoło zza firanek. Patrzę na numer domu, oczywiście
21=>3. Ludzie, którzy tu żyją, chcą czegoś więcej od życia, są kreatywni,
pełni chęci, żeby coś stworzyć, mają ciekawe pomysły, a choć ogród
niekoniecznie każdemu musi się podobać, na przykład mojej mamie plastyczce się
nie podoba, to jednak zwraca uwagę dbałością o szczegóły, regularnością
kształtów, sprawia wrażenie miniaturki ogrodu francuskiego. Na tle sąsiednich
ogrodów wyraźnie się wybija oryginalnością. Ogród mówi, że jego właściciele są
wrażliwi na piękno, mają podejście estetyczne. Oba domy z trójką robią
wrażenie, że ich domownikom dobrze się powodzi, mają dużo pomysłów i potrafią
je wykorzystywać. Na tyłach domów widać pięknie urządzone miejsca do
grillowania, często słychać było stamtąd gwar rozmów w lecie i muzykę. Ludzie
wyraźnie lubią towarzystwo i wymianę informacji. </div>
<div class="MsoNormal">
Kolejny dom ma numer 121. Czyli czwórka numerologiczna. Jest
nieduży, dość stary, drewniany, farba schodzi z desek. Mieszka w nim starsza,
samotna już kobieta. Widać, że nic w życiu nie przyszło jej łatwo, praca
wypełniła sensem jej życie, ale nie dała zbyt dużych pieniędzy. Musiała wciąż
oszczędzać i dopiero w ubiegłym roku, gdy sprzedała działkę, mogła sobie
pozwolić wreszcie na gaz w domu, ciepłą wodę z kranu i parę użytecznych
drobiazgów, ale nawet teraz nie stać jej na porządny remont domu. Zresztą, dla
kogo miałaby go robić, nie jest już młoda, a dzieci nie ma.</div>
<div class="MsoNormal">
O, a teraz dom z zakładem wulkanizatorskim. Bardzo jestem
ciekawa, jaki ma numer. Oczywiście jedynka numerologiczna, 73. Ci ludzie są
przebojowi, zaradni i przedsiębiorczy, wiem to nie od dziś, a i po ich obejściu
to widać. Wciąż coś się dzieje, a to zmieniają ogrodzenie, a to przycinają
drzewka, w domu wciąż coś remontują, a zakład na tyłach domu prosperuje
świetnie, klientów ma cały czas. Każdy domownik ma samochód. </div>
<div class="MsoNormal">
Tę samą liczbę ma dom, przed którym jest kilka różnych
reklam. Jeden dom, a działalności kilka, i firma oferująca Internet radiowy, i
catering, a ostatnio jeszcze pokoje do wynajęcia. Duża dawka energii i
przedsiębiorczości. A dom i ogród wciąż jakby niedokończone, wciąż coś jeszcze
trzeba robić przy nim, choć widać, że wysiłku włożone zostało dużo w wygląd, a
jednak efekt jest mało pociągający. Trochę za dużo różnych stylów, za dużo
pstrokacizny, nawet kwiaty w kontrastowych, nie bardzo do siebie pasujących
kolorach, a ich wysokość nie została dobrana z całą pewnością przez projektanta
ogrodów. </div>
<div class="MsoNormal">
A teraz dom, w którym w czerwcu kupuję zwykle truskawki. Dom
ma dwa piętra, na drzwiach trzy wizytówki, mieszkają w nim trzy pokolenia.
Najmłodsi hodują truskawki. A numer domu? 24, jakżeby inaczej, to musi być szóstka.
Rodzinna, ciepła, uczuciowa i wielopokoleniowa. Ten sam numer miało mieszkanie,
które dostali moi rodzice i w którym się wychowałam. I wspominam je z
sentymentem, jako bezpieczną przystań, pełną ciepła domowego ogniska, jakie
potrafiła stworzyć moja mama, mimo, że tyle godzin musiała spędzać w pracy i na
dojazdach do niej. W tym mieszkaniu nasza rodzina okrzepła, a mama wspomina je
z rozrzewnieniem, bo czas, kiedy tam mieszkała był najlepszym w jej życiu. </div>
<div class="MsoNormal">
Ten sam numer miało mieszkanie, w którym wychowały się moje
dzieci, 6 z 15. Fakt, że to mieszkanie trzymało moją rodzinę w całości, po
wyprowadzce wszystko się rozpadło i moje małżeństwo i poczucie bezpieczeństwa,
jakie miały moje dzieci i ja sama. A nasz nowy dom, ten, do którego właśnie idę
przez mróz i śnieg, ma numer 230, czyli piątka. Dom, w którym nikt nie zagrzał
długo miejsca, każdy z niego ucieka, wraca, i znów ucieka. Chłopcy wciąż gdzieś
wyjeżdżają, nosi ich po świecie, wolą jeździć do miasta, do kolegów, do ludzi,
podróżują sporo. A ja sama też nie potrafię tu długo usiedzieć, tylko czekam,
kiedy wreszcie znajdzie się kupiec i będę mogła się stąd wyprowadzić. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<br />Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17811780650996764047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-743450225715593659.post-66899834825229624022012-06-09T22:23:00.000+02:002013-04-18T00:19:49.562+02:00O PUŁAPKACH ZAWODU WRÓŻBITY<br />
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 14.0pt;">Nasuwa mi się kilka refleksji
na temat zawodu wróżbity, wróżki, astrologa, tarocistki itp. Jest to zawód
bardzo specyficzny, przyciągający specyficznych ludzi i wiąże się z wieloma
problemami. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 14.0pt;">Wróżbita ma wgląd w sferę
psychiczną swego klienta, ma dane na jego temat, których wedle racjonalnego
umysłu mieć nie powinien, co daje mu władzę nad drugim człowiekiem. Może mieć
na innych ogromny wpływ, podobnie jak ksiądz, psychoterapeuta czy lekarz. Jest
to doskonały teren do nadużyć, a na dodatek w tym zawodzie nikt nie wymaga
dyplomu uczelni czy przysięgi podobnej do tej, którą składają lekarze. Może
narzucać innym swoją wolę, uzależniać innych od siebie. To jest jedna pułapka.</span><br />
<a name='more'></a><span style="font-size: 14.0pt;"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 14.0pt;">Oczywiście wróżbita wcale nie
musi mieć złej woli, może mieć poczucie, że jego intencje są czyste, że pomaga
ludziom. I tu czai się kolejna pułapka. Pomaganie innym jest postrzegane jako
bardzo chwalebne, lecz jeśli przyjrzeć się bliżej motywacji, jaka się kryje za
chęcią pomocy, to można odkryć zupełnie niechwalebne dowartościowywanie
własnego ego. Im bardziej osoba pomagająca ma zaniżone poczucie własnej
wartości, tym jej ego bardziej potrzebuje się dowartościować i tym bardziej
będzie ona podkreślać, jak bardzo pomaga innym, że jest to jej powołaniem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 14.0pt;">Następną pułapką jest samo
ego. Mając większą wiedzę o świecie niewidzialnym, tajemniczym i zakrytym dla
większości ludzi, wróżbita zaczyna kreować się na guru, kogoś lepszego od
innych, a czasem nawet za równego Bogu. Czasem dochodzi do zachwiania równowagi
psychicznej osoby wróżącej, lecz ona sama nie widzi problemu w sobie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 14.0pt;">Moje spostrzeżenia nie
zmierzają do oskarżania kogokolwiek, jeśli jednak czytając to czujesz się
oburzona czy oburzony, to może czas wejrzeć do własnego wnętrza i przyjrzeć się
swoim motywacjom do tego zawodu? <o:p></o:p></span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17811780650996764047noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-743450225715593659.post-71205185632232427892012-05-15T09:53:00.000+02:002013-09-13T23:29:35.959+02:00OSHO ZEN TAROT<br />
<div class="MsoNormal">
Kart „Osho Zen Tarot” do tej pory używałam na własny użytek. Nie czułam sensu rozkładania ich dla innych, być może dlatego, że nie czułam się z nimi swobodnie. Poza tym używam ich tylko wtedy, gdy potrzebuję odpowiedzi o wymiarze duchowym czy dotyczącym spraw raczej psychicznych, wewnętrznych. Odpowiedzi dawane przez te karty mają niezwykłą moc, silnie działają na psychikę, uspokajają, gdy jestem w złej formie, a przede wszystkim zwracają moje myśli w stronę spraw wiecznych, duchowych, a tym samym jestem w stanie spojrzeć na swoje życie z odpowiednim dystansem. Jeszcze nigdy się na tych kartach nie zawiodłam, zawsze przynoszą mi wyciszenie, poprawę nastroju i radośniejsze myśli. Każdy problem nabiera dzięki nim innego wymiaru, staje się mniejszy, mniej problematyczny. Szczególnie pomocne są te odpowiedzi, gdy problem jest niezależny ode mnie, gdy i tak nic nie mogę zrobić.<br />
<a name='more'></a></div>
<div class="MsoNormal">
Aby osiągnąć taki efekt nie nakładam na nie znaczeń kart zwykłego tarota, mija się to z celem. Karty te są tak skonstruowane, że mimo pewnej korelacji ze zwykłymi kartami tarota, mają jednak często zupełnie inny wydźwięk, a przez to zupełnie inne znacznie. Jest to podkreślone przez nazwy napisane na każdej karcie i przypisujące im określone skojarzenia, najczęściej nie mające nic wspólnego ze znaczeniami kart tarota. Również obrazki na kartach sugerują inne podejście, nie mówiąc o ich opisach w dołączonej do nich książeczce. Do opisu każdej karty dołączone są fragmenty słów Osho, które oddają charakter karty, a równocześnie kierują uwagę na filozoficzny i duchowy wymiar życia. </div>
<div class="MsoNormal">
Zdecydowanie karty te nie służą z założenia do wróżenia i przepowiadania przyszłości, a raczej do pomocy w wybieraniu właściwego kierunku w życiu, gdy chce się osiągnąć oświecenie, na co zresztą wskazuje nazwa talii, w której słowo ZEN nie znalazło się przypadkowo. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no" src="//www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fwww.astrohoroskopy.pl&send=false&layout=standard&width=450&show_faces=false&action=like&colorscheme=light&font&height=35" style="border: none; height: 35px; overflow: hidden; width: 450px;"></iframe>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17811780650996764047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-743450225715593659.post-77424322722417384192012-05-06T15:04:00.000+02:002013-04-18T00:20:18.478+02:00WRÓŻBA NA ŻYWO, A WRÓŻENIE PRZEZ TELEFON I E-MAILCzęsto spotykam się z pytaniem, czy wróżba przez telefon czy e-mail ma jakąś wartość i jak to jest możliwe, że się to da zrobić nie widząc osoby i nic o niej nie wiedząc. <br />
<br />
Na pewno wróżba przez telefon różni się od wróżenia w czasie spotkania osobistego z wróżką, podobnie jak rozmowa telefoniczna z przyjacielem różni się od spotkania i rozmowy bezpośredniej. Łatwiej rozmawia się z osobą, którą ma się przed sobą, odbiera się jej emocje, uczucia, mowę ciała, natomiast w rozmowie telefonicznej można wyczuwać tylko wibracje w głosie. Mimo to, osoba wróżąca jest w stanie „widzieć” różne rzeczy na temat osoby z drugiej strony telefonu, gdyż nie opiera się na odczuciach, jakie daje wygląd danej osoby i to, co ona przekazuje niewerbalnie, tylko na przekazie kart czy innej metody dywinacyjnej. Więc z jednej strony wróżba na telefon może być nawet bardziej wiarygodna, pod warunkiem, że osoba wróżąca ma rzeczywiście wgląd w głębokie fazy świata duchowego.<br />
<a name='more'></a> <br />
<br />
I to jest rozwiązaniem zagadki, dlaczego można wróżyć przez telefon. Osoba, która wróży naprawdę, potrafi wejrzeć w inny świat. Nie każdy potrafi zrobić to bezpośrednio, najczęściej potrzebny jest do tego jakiegoś rodzaju przedmiot, na którym można się skupić, np. przysłowiowa szklana kula albo karty tarota, mandala kosmogramu, czy zestaw liczb w numerologii. W przypadku numerologii, astrologii czy tarota można również wróżyć wg znaczenia kart czy innych symboli, odpowiednich dla danej dziedziny, jest to jednak najbardziej powierzchowny sposób wróżenia. Osobie wrażliwej, o dużej intuicji, karty czy kosmogram mówią rzeczy, których osoba znająca znaczenia kart i symboli, wcale nie musi widzieć.<br />
<br />
Osobiste spotkanie z wróżką daje jednak więcej możliwości. Przede wszystkim na ogół można poświęcić na wróżbę więcej czasu, rozmowa przebiega na większym luzie, w spokojniejszej atmosferze, bez napięcia, jakie stwarza rozmowa z osobą często zupełnie nieznajomą przez telefon. Jest czas na zadanie wszystkich pytań, które często w trakcie spotkania rodzą następne pytania. Widząc osobę wróżącą można mieć większe zaufanie, a fakt, że ta osoba jest kimś nie wirtualnym, lecz żywą osobą, mającą nazwisko, miejsce, w którym można ją odnaleźć, dodaje jej wiarygodności. <br />
<br />
Natomiast mam mieszane uczucia, co do wróżb na e-mail. W zasadzie proces wróżenia przebiega tak samo, ale brak kontaktu w osobą, której się wróży, a także brak komunikacji i sygnałów zwrotnych jest peszący. Czasem słowa, których używam, są źle rozumiane, co w czasie rozmowy bezpośredniej można od razu wyjaśnić, natomiast przy braku odzewu przy wróżeniu przez Internet o wiele łatwiej o pomyłkę. Warto więc zadawać dodatkowe pytania po otrzymaniu wróżby, żeby wróżba była dokładniejsza.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17811780650996764047noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-743450225715593659.post-8685435747595457352012-04-14T10:04:00.003+02:002013-04-18T00:20:32.797+02:00WITAM NA MOIM BLOGU!Minęło sporo czasu odkąd założyłam tego bloga, szczerze mówiąc nie miałam pomysłu jak go prowadzić. Zamierzam obecnie zamieszczać na nim horoskopy miesięczne, tzw. gazetowe, które jednak proszę traktować z przymrużeniem oka :). Być może nie każdemu wiadomo, że horoskop gazetowy niewiele ma wspólnego z prawdziwą astrologią. Pierwsze słowa mojego nauczyciela astrologii, Jarosława Gronerta, brzmiały : " Astrologia to nie horoskop z gazety".<br />
<a name='more'></a> <br />
<br />
Prawdziwy horoskop wymaga daty, godziny i miejsca urodzenia konkretnej osoby i jest obliczany dla tej właśnie osoby. W zdecydowanej większości przypadków jest to horoskop niepowtarzalny, choć czasem, bardzo rzadko, zdarza się oczywiście, że w tym samym miejscu na ziemi, w tym samym szpitalu, na sąsiednich łóżkach porodowych, może urodzić się równocześnie dwoje dzieci. Może nawet się zdarzyć, że będą one tej samej płci. Wtedy obraz kosmogramu będzie wyglądał tak samo, ale dzieci te wychowają się w różnych domach, w innych środowiskach i tym samym nie będą"jednakowe". <br />
<br />
Kosmogram, czyli graficzny obraz horoskopu indywidualnego człowieka, nie jest zbiorem wytycznych, które człowiek ma realizować, a jedynie mapą, która w symboliczny sposób pokazuje możliwości, zdolności, talenty, a także wady i ułomności człowieka, ale to człowiek ma wpływ na to, jak te cechy i dary wykorzysta i czy w ogóle je wykorzysta. <br />
Nie każda cecha widoczna w horoskopie musi wyraźnie objawić się w charakterze człowieka, choć z mojego doświadczenia wynika, że w głębi człowieka drzemią rzeczy, o których nie mamy pojęcia. Niektóre cechy mogą zostać ukryte przed światem w wyniku wychowania, wpływu środowiska czy życiowych doświadczeń. <br />
<br />
I tak dziecko, które często słyszy, że nie jest dobrze widziane bycie materialistą, może skutecznie narzucić sobie obraz siebie jako idealisty i tak może nawet być odbierane w późniejszym życiu przez otoczenie. Jest to jednak wyparcie się własnej natury raczej, aniżeli cecha wrodzona. Zresztą w horoskopie takie rzeczy również można odczytać. Widać w nim zarówno to, jak człowiek jest odbierany, jaką twarz pokazuje światu, jak się przedstawia na zewnątrz. Widać jaki jest na poziomie świadomym, czyli jaki chce być, jakich wyborów dokonuje świadomie i racjonalnie. Widać również poziom nieświadomy, czyli jak człowiek reaguje w trudnych sytuacjach, kiedy rozum zostaje wyłączony, jakie ma człowiek nawyki. <br />
<br />
Widać również jakie sprawy były dla człowieka ważne w poprzednim wcieleniu i jakie są ważne w obecnym. Przy czym nie chodzi tu o proste przełożenie w rodzaju : przedtem byłam lekarzem, czy byłam królową, ale raczej o cel życia, czyli ważne było dla mnie pomaganie ludziom, poświęcanie się, zgłębianie spraw zdrowia i choroby albo ważne było rządzenie, władza, zdobywanie umiejętności kierowania innymi. <br />
<br />
W każdym z tych obszarów, a szczególnie w sferze podświadomej, jest wiele miejsca na ukrycie tego, czego nie chcemy o sobie wiedzieć, czego nie dopuszczamy do świadomości. Często takie ukrycie jest naturalnym efektem tzw. dobrego wychowania i nie chodzi o to, żeby komuś koniecznie udowadniać, że jest inny niż mu się wydaje, ale czasem zrozumienie swoich motywacji może być pomocne w rozwiązaniu ważnych życiowych problemów. I w tym zakresie astrologia może pełnić funkcję podobną do psychoterapii, lecz tym większe będzie miała możliwości, im bardziej wrażliwy, świadomy i odpowiedzialny jest astrolog.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/17811780650996764047noreply@blogger.com0